poniedziałek, 12 października 2015

Mistrz na łopatkach

ZZK - Olimp 8:1
Bramki: Slava x4, Łobo x2, Grucha, samobój - ???


"Po starciu z wicemistrzem w pierwszej kolejce, w drugiej czekał na nas zeszłoroczny mistrz. Największym problemem była dla nas zawsze ruchliwość i wymienność pozycji graczy Olimpu, zatem biorąc pod uwagę nasze przywiązanie do schematu spotkanie zapowiadało się niełatwo. 

Zaczęliśmy w najmocniejszym składzie, z brakującym Terry’m, którego zastąpił na prawej obronie Mati. Po dość chaotycznym początku stworzyliśmy sobie kilka sytuacji strzeleckich. W jednej z nich piłka dwukrotnie odbiła się od poprzeczki po strzale Slavy i dobitce Matiego II, co niektórych skłoniło do myślenia o powiedzeniu spopularyzowanym przez Szpaka. W końcu z pomocą w udrękach przyszedł nam obrońca Olimpu, który po dośrodkowaniu Miro ładnym strzałem z woleja skierował piłkę do własnej bramki. Na 2-0 podwyższył w sytuacji sam na sam Grucha. Gdy wydawało się, że będzie z górki, przeciwnik wyprowadził kontrę prawą stroną, zakończoną celnym strzałem w krótki róg bramki Ihora. Zamiast się rozkleić zaczęliśmy kontrolować grę, co zaowocowało dwoma kolejnymi bramkami zdobytymi przed przerwą. 

W przerwie stanęły mi przed oczami te wszystkie zeszłotygodniowe rozmyślania w kiblu – jak sprawić, żeby nie powtórzyć błędu popełnionego z Klimaciarzami - jak zachować koncentrację przy tak korzystnym wyniku?

Wątpliwości szybko się rozwiały, gdyż na drugą połowę wyszliśmy z podobnym nastawieniem co na pierwszą – wysoka (zbyt wysoka?) gra obrońców, krótkie krycie w środku pola, pressing po stracie piłki. Trzeba przyznać, że gra przeciwników była dość czytelna - osamotniony zawodnik z nr. 19 z przodu, tikitaka schyłkowego Guardioli i kompletny brak strzałów z dystansu. Mimo dość przewidywalnej gry, Olimp stworzył sobie kilka okazji, lecz piłka po ich strzałach najczęściej przechodziła minimalnie koło słupka, w czym niewątpliwie zasługa naszych obrońców i bramkarza. Natomiast my strzeliliśmy kolejne dwie bramki, w tym jedną po pięknej akcji całego zespołu, zakończonej strzałem Slavy lewą nogą. Na deser dwoma cudownymi uderzeniami w okienko uraczył nas Łobo (czy ktokolwiek jeszcze pamięta kim był Łobodziński?), co bramkarz Olimpu skwitował po meczu słowami „facet ma uderzenie nie z tej ziemi” – lub coś w tym stylu. I tak w dobrych humorach mogliśmy się udać do lokalu „U Zdzisi”."

Z serwisu internetowego ZZK

Brak komentarzy: