poniedziałek, 19 października 2015

Zmienne nastroje beniaminków

W trzeciej kolejce, wśród nowych pierwszoligowych drużyn, mieliśmy piękne zwycięstwo Spartacza, porażkę po ciężkim boju Partyzanta oraz pauzę RKS-u.

Partyzant - ZZK 2:4 (2:0)
Bramki: Artek, Adrian - Trollu, Jaszcz, Slava, Łobo


"Piękne niedzielne popołudnie i mecz z dobrze znanym rywalem. Z powodu wspólnych barw z drużyną przeciwnika, przyszło nam wystąpić w bluzach.  Zjawiliśmy się w mocnym składzie z debiutującym Szymonem Tais'em vel Yohan Cabaye. Niektórzy przybieżeli jednak nie w pełni sił po sobotnim wieczorku sommelierskim. Na nich jednak czekała ławka.  
Przez około 10 minut na boisku niewiele się działo, twarda gra Partyzanta i ciśnięcie środkiem. Chwilę później - pierwszy gag - nikt nie pobiegł za Benny'm Hill'em, który - co wiedzieliśmy - będzie największym zagrożeniem ze strony przeciwnika, a ten w mając przed osamotnionego Ihora strzela pierwszą bramkę. Niewiele zmieniło to w obrazie gry, powolne walenie głową w mur i niezdolność stworzenia czystej sytuacji bramkowej. Rywal natomiast wyprowadził szybką kontrę lewą stroną zakończoną mierzonym strzałem w przeciwległy róg. 0-2. Efekt: roszady w naszym zespole i głośno wyrażane przez naszego kapitana powątpiewanie w przygotowanie fizyczne drużyny.
W przerwie jednak - co rzadkie - kluczowa decyzja. Przesunięcie Szymona ze szpicy na lewą pomoc, a Slavy do ataku. Szeroko ustawiony Szymon zaczął absorbować obrońców Partyzanta, odciążając środkowy sektor boiska, dotąd maksymalnie zagęszczony przez przeciwnika. Efekt byłby natychmiastowy, gdyby nie rewelacyjna dyspozycja partyzanckiego bramkarza, broniącego idealnie mierzone uderzenia Slavy (znów ta lewa noga), Łoba i Matiego2. Około 15 minuty nadeszła jednak upragniona bramka kontaktowa - kontrę prawą stroną wyprowadził ten ostatni i zakończył ją praktyczne identycznie jak rywal w pierwszej połowie. Od tego momentu trwał nasz nieprzerwany napór na bramkę Partyzanta, jednak ich bramkarz wyciągał wszystko. Bardzo pewnie w naszej bramce interweniował Ihor, łapiąc strzały, które wyplute niechybnie wbiłby do bramki napastnik gospodarzy. Na około 5 minut przed końcem, Miro podaje w uliczkę do Jaszcza, który znajduje się w sytuacji sam na sam. Nie decyduje się jednak na mierzony strzał, tylko gna na czołówkę z bramkarzem, który tak nielogicznego rozwiązania zrozumieć nie może i piłka, w sposób którego chyba nikt tak naprawdę nie widział, wtacza się do bramki. 2-2. 
Przeciwnicy, najwyraźniej rozbici psychicznie, zaczęli mieć do siebie pretensje, jak również urządzili małe polowanie na nasze nogi. Jedyny raz w drugiej połowie zaznaczył swoją obecność na boisku Benny Hill, oskarżając Łoba o kręcenie kołowrotków. My natomiast graliśmy w końcu swoje, obrońcy blisko linii środkowej, dwie szare bluzy ustawione tak szeroko, że można by pomyśleć że rozgrzewają się na aucie i rządzący w środku, trzeźwiejący z minuty na minutę Slava oraz Łobo. I tak, gdy czas dobiegał końca, akcja Szymona lewą stroną, na dziesiąty metr do Łoba, a ten ustawioną już mechaniczną nogą umieszcza piłkę w wybranym kwadraciku (co przewidziała nasza Pytia-Slava). W doliczonym czasie gry ukoronowanie meczu - niezwykle ryzykowne zagranie do tyłu, lecz Wozi zamiast spanikować przerzuca dzidę nad całą drużyną Partyzanta do Matiego2, który wykłada patelnię Slavie, a ten umieszcza ją w tym samym kwadraciku co 2 minuty wcześniej Łobo. To zwycięstwo smakowało wyśmienicie, choć dla niektórych jak nieprzetrawiona Żołądkowa gorzka."


Z oficjalnego serwisu ZZK.

"To był trudny mecz gdyż rywale wysoko postawili poprzeczkę. Mimo to pierwsza połowa była dla nas - dwie bramki strzelone i zero <<z tyłu>>. Ekipa ZZK grała wysokim pressingiem i ciężko było nam rozegrać piłkę - tutaj dobrze przeciskał się między rywalami Adrian, robiąc nam przestrzeń do gry. Po jego skrzydłowej akcji wrzucił świetnie piłkę na wbiegającego w pole karne Artka, który z bliskiej odległości wpakował piłkę do siatki. Niewiele minut potem, tym razem przeciwległym skrzydłem ponownie Adrian przeszedł rywala i wchodząc ze skrzydła w pole karne, uderzył płasko w dalszy róg bramki, dając nam prowadzenie. Przeciwnicy próbowali kilku akcji ale nasza obrona z bramkarzem zawsze była na miejscu. Na przerwę schodziliśmy w dobrych nastrojach, licząc na owocną drugą połowę. Pierwsze 5 minut mogło być przełomowe - mieliśmy dwie setki ale obie nie zostały wykorzystane. W tym momencie rywal poczuł wiatr w plecy i zaczął nas cisnąć. Jednocześnie brakowało już nam kondycji do ciągłego biegania. Około 15 minuty drugiej połowy ZZK zdobywa kontaktowego gola a potem prawie non stop wchodzą w nasze pole karne, stwarzając groźne sytuacje. Dajemy sie zepchnąć do obrony i po chwili tracimy kolejną bramkę. Jest remis i rywal jest na fali a z nas trochę zeszło powietrze. Pod  koniec meczu Daniel popisuje się solową akcją, mijając dwóch, trzech rywali ale tuż przed bramką źle uderza i piłka przechodzi nad poprzeczką. Nieliczne strzały innych partyzantów nie trafiają w światło bramki za to rywale strzelają dwa kolejne gole i ostatecznie wygrywają 4:2. Szkoda ostatnich minut meczu bo była szansa na dobry rezultat ale niestety brakło kondycji i skuteczności w kilku momentach drugiej połowy."

Z serwisu internetowego Partyzanta


Spartacz - Szarańcza 7:0 
Bramki: 3x Gumok, 2x Mario, Kuba, Marek.


1 komentarz:

Artek75 pisze...

Hej Koleś - kogo nazywasz Benny Hillem? tak możesz pisać o swoim starym ale nie o chłopakach z naszego zespołu. My mamy imiona!!!