Piątkowe spotkanie sponsorowane było przez słowo „przykro”.
Bo przykro zaczęło się robić już po godzinie 16, gdy Maki z Gru przybyli spartaczobusem do Bielska-Białej po Tola, bo Tolo tam robi, zasuwa na hali, przenosi na plecach płyty gipsowe produkcji niemieckiej z miejsca na miejsce, wspiera swymi plecami niemiecką gospodarkę, jak Atlas jakiś albo inne dawno umarłe bydlę, po 16 wsiada do spartaczobusa, wsiada w mokrej koszulce i sandałkach, prosi o fajkę, pyka, jedziemy, pyka, wyrzuca peta za okno i prosi o następną. A coś ty taki niedopalony, kurwa, Tolo? Nie jestem niedopalony, tylko w sandałach, 9 godzin napierdalałem w roboczych butach, w podwójnych skarpetach, biegałem po tej hali jak chomik po klatce na widok świeżo napełnionego karmidełka i z każdym kolejnym kilometrem czułem, jak mi się w butach podnosi poziom wilgoci. No śmierdzę, normalnie chłopaki wonieję, aż przykro. Tu Tolo schyla się na przednim siedzeniu, niemal nosem dotykając sandałka. I krzywi się jak rekrut w okopach pod Verdun w 1916 roku na pierwsze zetknięcie z gazem musztardowym. Dobra Tolo, zapal, ja zapalę po tobie, jak już skończysz. Jedziemy. I wzruszamy się. Łza się w oku kręci, białko oka zaczyna powoli ścinać, kurwa, nie da rady, otwieramy szyby. I też się wzruszamy, bo postanowiliśmy jechać opłotkami, główna trasa zatkana, zakorkowana jak butelka egri bikavera w plenerze, nad ranem, nad Wisłą, na wielkim pragnieniu i wielkiej niemocy, braku czucia w członkach spowodowanym uprzednim spożyciem ukraińskiego spirytusu do mycia szyb samolotowych z przemytu (gwoli ścisłości: trunek nazywa się „Eagle”, na etykiecie biały orzeł, gorąco polecam). Pędzimy przez wiochy, mijamy pola, łany zbóż, jest po siedemnastej, piątek a my się wzruszamy. Ale nie tymi widokami naokoło, swojskość małopolskiej wsi uderza nas w nos. Znowu przykro. Oczyma wyobraźni widzimy te kupki gnoju hodowane tuż za domem, przerzucane widłami raz w tygodniu, pielęgnowane wrażliwą dłonią niczym rzadkiej odmiany storczyki w Ogrodzie Botanicznym. Łzy.
I nawet Pan Boguś się wzruszył, koło osiemnastej zaczął nawet łkać, na przednią szybę spadły pierwsze krople deszczu. Chwilę później Pan Boguś ryczy już jak bóbr, szlocha i charczy jak przedszkolak w napadzie histerii. Burza, grzmoty, błyski. Rozkleił się na dobre. Boże, weź się w garść, na mecz jedziemy, nie rób nam tego. Kurwa, obiecuję Ci, w niedzielę do kościoła pójdę, ba, w przyszłym roku pisanki własnoręcznie pomaluję, karpia zabiję, nie będę się śmiał z pingwinów i już nigdy nie założę koszulki, no wiesz której, z napisem „Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie”...
Ale mów do dupy, to cię osra...
Na Koronę docieramy spóźnieni. Wypompowani, wzruszeni, łzy spływają po policzkach. Na szczęście tego nie widać, Pan Boguś osiągnął apogeum płaczu, leje, że hej. Mamy nieodparte wrażenie, że oto jesteśmy przedstawicielami bliżej nieokreślonego gatunku zwierząt, które Noe zapędził na najwyższe wzniesienie w mieście. Najpierw zagramy w gałę, potem każą nam zbijać arkę.
Zaczynamy. Po siedmiu w polu. W błocie, w którym Spartacz szybko się odnajduje. Ale można się tego było spodziewać. No przecież barwy Spartacza (zielono-czarny) to kolory kumaka dalekowschodniego (łac. Bombina orientalis, na zdj.), mieszkańca podmokłych, bagnistych terenów południowo-wschodnich Chin...
No więc Spartacz jak żaba w błocie, szybko skumał o co chodzi i już po pięciu minutach prowadził 1-0. Gru przyjmuje na klatę, skleja prawą nogą i tą samą uderza z woleja na bramkę. Piłka przedziera się przez zasieki Czerwonych, kozłuje tuż przed golkiperem i wpada w lewy róg. Kumą, mości panowie!!! Po kilku kolejnych minutach znów akcja w polu karnym Partyzanta. Tolo wykłada piłkę Makiemu, ten niemal zderza się z Markiem, gała dociera do Konieczki. Nawet nie pomyślał, nie spojrzał, zamknął oczy i pociągnął z żabiego udka. Piłka zatrzepotała w siatce a Konieczko uradował się jakby właśnie złożył pierwszy skrzek. 2-0. Wreszcie jakaś akcja Partyzanta. Zwietrzyli swą szansę dopiero w momencie, gdy deszcz przestał padać, Pan Boguś się uspokoił, wyczerpał limit deszczu i zaczął się przyglądać z góry z zainteresowaniem. Błąd obrony i bramka kontaktowa. Ale zaraz potem odpowiedź Spartacza. Przejęcie na swojej połowie, długa kozłująca piła do Tola, po drodze machnięcie się stopera Czerwonych i Tolo sam na sam z bramkarzem. Takich okazji zwykł nie marnować, nawet kiedy nieświeży. Zakłada siatę Hubertowi i jest 3-1. Przerwa.
I tu powinno się to wszystko skończyć. Niestety, była jeszcze druga połowa. Przykra. Pan Boguś postanowił kibicować Czerwonym, zapalił jupiter i wyciągnął kibicowski szalik. Nad Koroną pojawiło się słońce i tęcza. Partyzant zmobilizował wszystkie zapasy sił i ambicji, odmówił w podzięce różaniec i ruszył na Spartacza w swych krwistoczerwonych koszulkach niczym hiszpańska inkwizycja (patrz: http://www.youtube.com/watch?v=FytQkOosE9s). Gorliwie wymierzali baty. A Spartacz nadstawiał nawet drugi policzek. Opamiętanie przyszło dopiero w ostatnich dziesięciu minutach, gdy Zielono-Czarni przypomnieli sobie słowa wieszcza: jeśli nie z Bogiem, to choćby i mimo Boga. Ale determinacji starczyło tylko na strzelanie Panu Bogusiowi w okno. Końcowy gwizdek oznajmił zwycięstwo Partyzanta: 4-3.
Pożegnaliśmy się uściskiem dłoni i poszliśmy. Partyzant z Bogiem, my bez. Do knajpy. Szlochać. Bo przykro.
(pisane w niedzielę, w czasie sumy, na którą nie poszedłem)
Gru
18 komentarzy:
Było przykro ale chyba nie aż tak, jak po remisie z Spartanami.
Jesteś szalony
mówię ci :)
gramy dzis na boisku LO na Grzegorzkach. zaczynamy po 18, to jest zaproszenie dla wszystkich na sparing (wiem, ze pozno, ale wlasnie rywal nam odpadl...)
Spartacz
zdecydowanie za pozno ;] moze jutro sie ustawimy na jakis pseudo sparing ?
Tomek(WNiG)
ja tam w niedzielę chodzę na msze. bylem na takim spotkaniu modlitewnym kiedyś i modły były za gościa co ma guza w mózgu. Kolejnego dnia mieli go operować ale nie operowali bo tu zonk - guz w mózgu zniknął. Mieli brechte niezłą :D Do tej pory zastanawiam się jak to możliwe. Za znajomą kiedyś się modlili o uzdrowienie oczu i później u okulisty okazało się, że spadła jej wada wzroku z 1,5 do 0.75 :D
chyba okuliście spadła zawartość alku we krwi :D to przed następnym meczem WNiG odmawia różaniec i może też będę coś widział :D
Tomek(WNiG)
jest jutro jakaś piłeczka na 8lo?
: D
ziom
z WNiG bedzie ok 6-7 osob w czwartek ok 16:)
Spartaczymy mecz z popularnymi Tytanami w sobote 30.05.2009 o godz 13.00 na estadio grzegorzki przy VIII LO,wszystkich chetnych do robienia zdjec,otrzymania autografow (istnieje mozliwosc podawania pilek) serdecznie zapraszamy:)))
Będzie też można karmić nas cukierkami oraz zrzucić się na benzynę do spartaczomobilu!
Może jeszcze konferencja przedmeczowa, z chwilą dla fotoreporterów ;)
W czwartek o 18:00 na VIII LO zapowiadało się kilka osób z Chaosu.
W niedzielę 31.V. g.11 Blankosos - Chaos, mecz IV kolejki, tamże.
Ryży
O tej porze w czwartek będzie się również zaczynał mecz Tytanów z 8 Spartanami.
pan gnu obniżył loty
ooo i babcia dopuściła pana wikipedię do komputera;-)
Na pewno jakoś się pomieścimy. W razie czego zagramy miniturniej na 3 drużyny:)
Piotrek (8S)
Dlaczego sądzisz, że obniżył loty? Czyżby dlatego, że jest o Bogu?
wzmianka o Bogu oczywiście.
Prześlij komentarz