Tytani : Szarańcza 2:2 (2:1)
Bramki : Pyziu, Marcin P : Szymon, Grzesiek M
Tytani przystępowali do meczu pozytywnie nastawieni. Nic już gorszego od 2 porażek w beznadziejnym stylu nie mogło ich spotkać. No chyba , że 3 z kolei ale taka myśl nikomu nie przyszła nawet do głowy. Ich przeciwnikiem był wicelider rozgrywek i ubiegłoroczny wicemistrz czyli drużyna Szarańczy. Znając legendarną już ambicje Tytanów (chociaż ostatnio nieco zachwianą...) można się było spodziewać, że łatwo tego meczu nie odpuszczą (w końcu im rywal wyżej w tabeli tym bardziej jest łakomym kąskiem).
Pierwsza połowa to popis gry Tytanów i słabsza postawa Szarańczy. Do 20 minuty Titanes prowadzili 2:0 po golach Pyzia i Marcina P. Gra z pierwszej piłki, asekuracja taka jak powinna być, wystawianie się na pozycję i napieranie na przeciwnika. To do czego zostalismy przyzwyczajeni (jako kibice) w ubiegłym sezonie zawierało się w tym spotkaniu. Przynajmniej w tej częsci spotkania. Po jednej z akcji Szarańcza w końcu strzela kontaktową bramkę. Do przerwy wynik 2:1.
Tytani mają to do siebie, ze jak prowadzą po pierwszej połowie mając cyferkę 2 po swojej stronie na tablicy wyników to nigdy nie dowiozą zwycięstwa do końca (wyjątek mecz z ZZK).
Przysłowie mówi "Mądry polak po szkodzie" lub tez "do 3 razy sztuka". Ani jedno ani drugie się niestety w przypadku Titanes nie sprawdziło, chociaz było blisko. Ale po kolei. Szarańcza w drugiej połowie zaczęła atakować śmielej. W 45 minucie doprowadziła do wyrówniania. Zaraz po tym Żyłka miał świetną okazję na wyprowadzenie swojej drużyny na prowadzenie, niestety piłka po jego strzale trafiła w słupek. Wynik się już nie zmienił i drużyny podzieliły się zdobyczą punktową po równo.
Brawa należą się po tym meczu bramkarzowi Szarańczy, który kilka razy kapitalnie wybronił swój zespół przed utratą bramki. Swoje poświęcenie przypłacił dosyć mocnym uderzeniem głową w poprzeczkę (aż nas wszystkich zabolało) ale szybko się pozbierał i dokończył mecz.
Niestety z tego meczu nie będzie żadnego skrótu ze względu na fakt, że nasz kamerzysta nie był w stanie dotrzeć na mecz akurat tego dnia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz