niedziela, 28 lutego 2010
Niemoc mistrza - Unicorn wciąż bez punktu!
bramki: Lexiu, Kamil, Mario, Piter - Ziemek 2
Browar wciąż bez zwycięstwa
Bramki: Danko 3, Cygi 2, Dunajew 2, Furman 1, Klaja 1
Mecz rozegrany na boisku Margaryny (częściowo przez Nas odśnieżonej w zeszłą niedzielę oraz ten czwartek, choć nie brakowało białych "punktów") rozpoczął się od ataków AnarchoKomuny. Już pierwsza składna akcja przyniosła bramkę autorstwa Cygiego po podaniu od Danko, któremu wcześniej świetnie dograł Klaja. Chwilę później Danko oddał kolejny strzał, który zdołał sparować bramkarz Browarowców, ale przy dobitce Cygiego był już bezradny. 2:0 utrzymywało się przez dłuższy czas, Browar zdołał otrząsnąć się po tym kiepskim początku i zaczął groźniej atakować, ale mało z tych akcji wynikało strzałów. W końcu to AnarchoKomuna zadała kolejny cios - po rzucie rożnym egzekwowanym przez Cygiego piłka trafiła do Furmana, który pięknym strzałem z dystansu zapewnił trzybramkowe prowadzenie. Przed końcem pierwszej połowy padła jeszcze bramka - tym razem na listę strzelców wpisał się Sławek Dunajew, któremu udało się przelobować bramkarza strzelając niemal z linii autowej. Druga połowa nie zmieniła obrazu gry - nadal atakowali piłkarze AnarchoKomuny zapominając nieco o obronie, co mogło się czasem zemścić. Piątą bramkę w meczu strzelił Klaja, którego wpierw zablokował piłkarz Browaru okupując to niegroźną na szczęście kontuzją. Kolejne 3 bramki strzelił już najskuteczniejszy piłkarz AnarchoKomuny - Danko. Pierwsza po podaniu Sławka, druga po solowej akcji oraz trzecia po uderzeniu piętą przy zamieszaniu w polu bramkowym. Dzieła dokończył Sławek, który po atomowym uderzeniu z wolnego Klaji (piłka trafiła w słupek) spokojnie dobił piłkę obok zdezorientowanego bramkarza. Dziękujemy Browarom za sympatyczny mecz i przepraszamy jeśli byliśmy tak bezlitośni
D(AnKo)
Włania się czołówka I ligi PE
bramki: Bart x4, Gru, Filipescu : ?
Dobra murawa orlika na Prokocimiu wyraźnie przypadła do gustu ekipie z Parkowej. Początkowo nieśmiało próbowali wybadać na co można sobie pozwolić, czekając na ruch Spartacza. Kumaki będąc pewni swego od początku starali się atakować, acz brakowało im wykończenia. Na takie sytuacje czekali chłopacy z Parkowej. Dwie szybkie kontry i po 10 minutach gry parkowa prowadzi 2:0. Następne 15 minut to seria ataków Spartacza która przynosi 4 bramki. Jeszcze tylko przed zakończeniem pierwszej połowy jeden z zawodników Parkowej strzela z dystansu na aferę (w sam środek) i .... piłka wpada do bramki. 4:3 do połowy. Początek drugiej części spotkania, to mój błąd przy wybijaniu piłki. Nie słysząc czy mam ją przepuścić wybiłem asekuracyjnie poza światło bramki, tyle że akurat spadła na głową jednemu z parkowców, a ten umieścił ją w siatce. Remis i nerwowe następne 10 minut. Trochę przepychanek słownych, które jednak nie przerodziły się w jakieś poważne kłótnie (temperował nastroje dość skutecznie opiekun Parkowej). Między 45-50 minutą Spartacz zdobywa kolejne 2 bramki (jedna z karnego). Parkowcy rzucają wszystko co mają na atak. W obronie Spartacz niemal co chwile musi grać pojedynki jeden na jeden. Po jednych z takich akcji bramkę dla Parkowej zdobywa z ostrego kąta David. W ostatnich 5 minutach Spartacz już trochę uspokoił grę i pomimo 4 doliczonych minut dowiózł wynik do końca. Patrząc na całe spotkanie możemy powiedzieć że nasza forma zniżkuje. Takie jaja jakie wyprawialiśmy dzisiaj w obronie mogą nas drogo kosztować w meczu z Szarańczą. Poza Bartem nikt nie zagrał nawet na 50% swoich możliwości. Parkowej należny się pochwala za walkę. Sporo atakowali, doprowadzali do sytuacji i mieli niezłą skuteczność. Co miało wpaść, to im wpadło. Niestety widać u nich bardzo dużą różnicę miedzy niektórymi zawodnikami (wszystkie bramki weszły z ich prawej strony). Unicron w następnej kolejce, o ile nie będą grali na jakimś kartoflisku jak Korona, będzie z nimi miał ciężko.
Autor O'Shea
3go MAJA - WNiG 2:6
bramki: Jasiek, Mario - Jaco 3, Adaś, Simba, Mateusz
Antyfutbol w dużym błocie. Po niedzielnych meczach na Koronie boisko zostało w takim stanie, że chyba nie pozwolą nam już więcej tu zagrać.
Paweł (3go Maja)
Szarańcza wciąż bez porażki
SZARAŃCZA - PARTYZANT 8:3 (2:1)
bramki: Zawisza, Grzegorz M, Janek S.3 (w tym karny), Szymon M. 2, Goliat. - Artek (karny), Bartek, Czuprynescu
Piękna pogoda przyciągnęła dziś na Orlik przy ul. Jerzmanowskiego sporą część widowni, którą stanowili zakapturzeni lokalsi. Nie dotrwali oni jednak do końca spotkania.
A zaczęła Szarańcza dość szybko otwierając wynik, za chwilę dołożyła drugą bramkę - obie po ładnych i szybkich wymianach podań. Potem żółto-czarna maszynka się trochę przycięła. Czerwono-czarni zaczęli przeważać mimo słabego stylu jaki prezentowali. Udało się im wreszcie wywalczyć rzut karny, który na bramkę zamienił Król Artur.
Po zmianie stron piękną bramkę dla Partyzanta po indywidualnej akcji zdobył Bartek. 2:2 i gra zaczyna się od nowa, ale tym razem prowadzi ją już tylko Szarańcza, która wykorzystując braki zgrania w szeregach Partyzanta, raz po raz strzela łatwo bramki zatrzymując się na liczbie 8. Na koniec strzałem w stylu na wiwat wynik spotkania ustalił Czuprynescu, to był gol na otarcie czerwono-czarnych łez.
Patrząc na grę trudno byłoby przypuszczać, że grają jeszcze niedawno równi przeciwnicy - druga i trzecia drużyna ubiegłej edycji PE - bardziej przypominało to mecz drużyny pierwszoligowej z drugoligową.
Kuba(Partyzant) : Szarańcza dała nam dzisiaj lekcję futbolu, na którą mimo naszej sromotnej przegranej, miło się patrzyło. Chciałbym podziękować Szarakom za grę fair ( o którą co prawda łatwo gdy łoi się przeciwnika ). Partyzant ma obecnie najdłuższą serię porażek w historii klubu, a różnicą pięciu bramek w PE nie przegrał jeszcze nigdy. Za to morale mamy dobre, z ligi się nie wycofujemy :)
piątek, 26 lutego 2010
poniedziałek, 22 lutego 2010
Nafciarze "ustrzelili hattricka"
Spartacz - WNiG 2:4 (1:2)
Bramki: Gru, Marek Nycz - Jaco x2, Simba, Misiek
Mecz Spartacz- WNiG rozegraliśmy na Orliku Jerzmanowskiego. Murawa-tragedia, nie było tak pięknie jak się słyszało, istna ślizgawka(nawet w korkach). Początek chaotyczny, klasyczna wybijanka. Dopiero w połowie pierwszych 30 minut coś zaczęło „się kleić”. W ok. 15 minucie Jaco urządził sobie slalom gigant pomiędzy trzema obrońcami Spartacza i nie dał szans wychodzącemu Drożdżowi. W pierwszej odsłonie meczu więcej groźnych akcji stwarzali „nafciarze i spółka”. Wszystko było ślicznie aż do ostatnich 8 minut pierwszej połowy kiedy jeden z zawodników Spartacz oddał strzał na bramkę. Po interwencji bramkarza WNiGu piłka odbiła się od słupka tak niefortunnie ,że wróciła na plac gry gdzie czychał już na nią Gru. Remis. I wydawało się , że już nic nie może się stać a tu w ostatnich chwilach pierwszej połowy po wybiciu Tomka błąd popełnia Drożdżu, który z premedytacją wykorzystuje Simba. Strzelanie w drugiej połowie zaczął Jaco. Po przechwycie i kontrze Misiek podaje do Jaca a ten na raty pokonuje Drożdża. Żeby nie było tak nudno podgrzałem trochę atmosfere, kiedy po mojej „interwencji” piłka dostaje się do jednego ze Spartaczy, który nie marnuję okazji i jest 3:2. Na koniec ozdoba meczu. Na faulu na Adamie wolny wykonuje Misiek. Mimo tego że mur stał w odległości ok. 3 metru od piłki chłopaki nie bardzo chcieli się odsunać. Jak się okazało to był błąd- piłka po bombie Miska odbija się od muru lekko podwyższając jej tor lotu. Mimo wysokolotnej interwencji Drożdża piłka wpada w same okieno. Końcówka pokazała że Spartacz walczy do końca m.in. trafiając w słupek. Pierwsza połowa ze wskazaniem na WNiG, natomiast druga bardzo wyrównana.
Tomek (WNiG)
Spotkanie wyrównane z lekkim wskazaniem na WNIG (patrząc z boku, aż do bramki na 4:2 - 5 minut przed końcem, zanosiło się na remis).
O'Shea (Spartacz)
Kazimierz –Wielki
Zbiórka o 12.00 na Piekarskiej. Chłopaki czekają w komplecie. Na ich twarzach widać zniecierpliwienie, w oczach błysk świadczący o głodzie piłki i chęci zwycięstwa. Pierwszego zwycięstwa w lidze , bo przecież na inaugurację sezonu podzielili się punktami z AnarchoKomuną, co wywołało u nich niewątpliwie uczucie głębokiego niedosytu. Ruszamy na przystanek, coby nie spóźnić się na 304. Tak, tak, 304 – jedziemy bowiem do Wieliczki. Zostaliśmy zaproszeni przez drużynę Chaosu do rozegrania meczu na miejscowym Orliku. Półgodzinna podróż i wysiadamy na Wieliczka-Kopalnia. „Ok., ale czy ktoś wie gdzie jest to boisko?”- i w tym momencie zaczyna się nasza mała wycieczka po mieście. Napotykani „tubylcy” kierują nas w różne strony, zwiedzamy rynek (w zasadzie jeden wielki plac budowy), park, w którym Jan Paweł II pozdrawia nas gestem błogosławieństwa, robimy koło, wpadając wcześniej omyłkowo na teren bodajże Górnika Wieliczka. Z pomocą przychodzi nam stary, dobry taksówkarz. Z najdrobniejszymi detalami opisuje drogę do celu. Po 10 minutach jesteśmy na miejscu. Chłopaki szybko wskakują w swoje piłkarskie uniformy i … kolejna niespodzianka. Łopaty do ręki i odśnieżać! Drużyna Chaosu zapewnia sobie i ekipie KS Kazimierz ponad godzinną rozgrzewkę, polegającą na usunięciu pokaźnej warstwy zlodowaciałego śniegu z pola karnego i linii bocznych. Yes, Yes, Yes!!! (Marcinkiewicz nigdy nie przepuścił świątecznej projekcji o perypetiach najsprytniejszego dziecka Ameryki Północnej) Grają wreszcie!!!
Chaos rozpoczyna z wielkim impetem, pewnością siebie, jakby rywal nie robił na nim najmniejszego wrażenia. Konsekwencją takiej postawy jest gol strzelony z rzutu rożnego. Kazimierz nie rozpamiętuje tej bramki zbyt długo. Staje się ona wręcz impulsem do jeszcze lepszej gry. Szybko doprowadza do remisu za sprawą Piotrka, który po pięknym strzale umieszcza piłkę w siatce nad wychodzącym z bramki goalkeeperem gospodarzy. Drugą bramkę dla chłopaków z Piekarskiej dokłada Dawid. W ataku ostro zaczyna poczynać sobie para Łukasz – Piotrek, co skutkuje kolejnymi trafieniami. Wynik 5-1 dla przyjezdnych. KSK kontroluje wydarzenia na boisku. Chwila dekoncentracji, rywal porządkuje swoją chaotyczną grę i w ciągu 1,5 minuty doprowadza do stanu3-5, ku wielkiemu niezadowoleniu Marcina, który niefortunnie został autorem samobójczego gola. Chłopaki grają jednak konsekwentnie swoje, po raz kolejny pokazują charakter (przypomnę tutaj mecz z AnarchoKomuną , gdzie ze stanu 0-2 doprowadzili do remisu i napędzili przeciwnikowi niezłego stracha) i rozpoczynają aplikowanie następnych bramek. Zaczyna Marcin, który strzałem ze znacznej odległości rehabilituje się za nieszczęsnego samobója . Kolejne trafienia do popis umiejętności Łukasza i Piotrka, którzy ostatecznie ustalają wynik spotkania na 3-9. Wielka radość w zespole gości. Chłopaki wyczerpani, bo przecież nawet przez chwilę nie grali na pół gwizdka, ale zadowoleni. Nie codziennie przecież odnotowuje się tak wysokie i pewne zwycięstwo.
Wracamy do domu – MISSION ONE COMPLETE!!!
Jeszcze słowo.
Cała drużyna spisała się świetnie. Byli ambitni, waleczni, mimo niesprzyjających warunków konstruowali przyjemne dla oka akcje, które nierzadko kończyły się pięknymi golami. Wyróżniającymi się aktorami tego spektaklu byli niewątpliwie: Daniel – popisywał się interwencjami z najwyższej półki , stara szkoła polskich bramkarzy, Sebastian – profesor defensywy, profesjonalnie czyścił przedpole, mur nie do sforsowania, Marcin – biegał od jednego pola karnego do drugiego, mądrze obsługiwał kolegów w ataku, Łukasz i Piotrek – młode strzelby, rozumieją się bez słów, stąd ten grad goli.
Tak dalej KSK!!!
Niedziela 21.02.2010r.
KS Kazimierz - FC Na Miasteczku 5:0 (2:0)
Bramki : Burzyński x2, Szczerba x2, samobójcza
Pomimo sobotniego spotkania, KS Kazimierz postanowił spróbować swoich sił również w niedzielę. Kolejnym ligowym rywalem okazał się zespół Na Miasteczku. Tym razem obyło się bez wycieczek krajoznawczych. Miejscem konfrontacji było boisko Korony. Podgórski obiekt pokryty jest grubą warstwą śniegu, co odbiło się na wizualnej wartości spotkania. Nawierzchnia utrudniała poruszanie, a co dopiero celne podanie, holowanie piłki czy soczysty strzał. Gra obfitowała w sporą liczbę nieczystych zagrań ( taka mała dygresja – KS Kazimierz to nie chłopcy do bicia, grają ambitnie, czego konsekwencją mogą być faule, ale nie można odmówić im przez to postawy fair play ; myślę, że niektórzy starsi panowie powinni zastanowić się nad swoją postawą, żeby w przyszłości reprezentanci innych ekip nie wyglądali po meczu, jakby wracali z linii frontu) i niepotrzebnych dyskusji. W tych jakże ekstremalnych okolicznościach przyrody lepiej wypadł KSK. Wygrał zdecydowanie 5-0. Na zero z tyłu zapracował przede wszystkim, walczący dziś jak lew, Sebastian, dzięki któremu Daniel zmuszony był do interwencji zaledwie kilka razy. O poprawienie statystyk strzeleckich zadbali natomiast Łukasz i Piotrek, którzy zaaplikowali rywalom po 2 gole (jedna z tych 5 bramek była autorstwa reprezentanta NM).
Weekendowy bilans dla KSK bardzo dobry ( 14-3). Komplet punktów i niecierpliwe wyczekiwanie następnego spotkania.
zakrzewski
Co do bramek to jedna na pewno była samobójcza, a o reszcie to pewnie Kazimierz coś napisze. Warunki na Koronie były ciężkie, było dużo walki, kilka niebezpiecznych wślizgów z obu stron (głównie wynikających ze stanu boiska), i kilka "spięć" w pierwszej połowie. W drugiej połowie było już spokojniej. U nas na bramce zagrał wypożyczony z Promila Yaro. Nasz bramkarz jest kontuzjowany. Oczywiście Kazimierz wyraził na to zgodę. Dzięki Yaro za grę, kilka razy nas uratowałeś przed wyższą porażką Kazimierzowi dziękuję za grę i gratuluję zwycięstwa
Jarek (FC Na Miasteczku)
niedziela, 21 lutego 2010
Na przekór warunkom
Bramki: Atka x4, Radison - Dawid
Dzisiejszy mecz rozgrywany był w tragicznych warunkach. Na tak złej "murawie" przyszło nam grać po raz pierwszy w historii. Mokry śnieg w którym zapadaliśmy się w pewnych obszarach boiska po łydki nie ułatwiał gry obu ekipom. Jeżeli chodzi o widowiskowość samego spotkania, to pomimo wyniku na pewno nie stało ono na najwyższym poziomie. Piłka bardzo często zatrzymywała się w śniegu i zwalniała akcję jednej jak i drugiej drużyny. W drużynie przeciwników osobą wyróżniająca się na pewno był Dawid, który pod koniec spotkania trafił honorowego gola dla swojej drużyny. U Tytanów po raz kolejny błysnał Atka strzelając 4 bramki rywalowi. Co do przebiegu spotkania to nie ma co pisać, bo była to zwykła kopanina. Czasami jedna jak i druga drużyna próbowała zerwać się do ataku i wyprowadzić ładną składną akcję, jednak wszystko kończyło się na muldach powstałych na boisku.
sobota, 20 lutego 2010
KS Kazimerz wypunktował Chaos
sobota, 13 lutego 2010
47 minut przy padającym śniegu
PKS Tottengoal - Chaos 2:6 (2:3)
Bramki: Oleh, Król - Sado 2, Taz, Trasher, Benek, Kuba
Mecz trwał tylko 47 minut, bo o godz. 15 skończył się nasz czas i zostaliśmy wyproszeni z Orlika przez kolejną żądną gry w piłkę grupę. Z drużyną rywali ustaliliśmy, że wynik meczu traktujemy jako końcowy, a rewanż wydłużymy sobie o 13 brakujących minut.
Co do samego spotkania, to brak bramkarza (podobnie jak w meczu z AnarchoKomuną) rzutuje na rozmiary naszej porażki. Stojący w bramce Paweł (nominalny obrońca) robił wprawdzie co mógł i żaden inny zawodnik z pola na jego miejscu nie spisałby się lepiej, ale mamy kolejny dowód na to, że Goździej jest nie do zastąpienia.
Chaosowi gratulujemy zwycięstwa i czekamy na rewanż.
Piotrek (PKS)
czwartek, 11 lutego 2010
Z GRUbej rury: W samo południe. Niemal
No ja cię nie dupcę, no szlag by to… dwie, dwie ustrzelił… jak, no jak to do kurwy nędzy przeszło, jak weszło, ten karny to tam chuj, wpadł, bo musiał, nie miał prawa nie wpaść, ale w sumie nie wiem, czy karny się w ogóle należał, no a ten drugi, znaczy ten pierwszy, no jak, kurwa? Pilnowałem przecież, tyle roboty, gryzienia trawy, aaa, kurwa, jakiej trawy, grudki lodu mam jeszcze w gębie, między zębami, tu, jak jest dolna piątka po prawej, obok spiłowana szóstka, widzisz? no, to ubytek, i tam jeszcze czuję w dziurze takie zimno, pewnie się jeszcze nie roztopił, lód… kurwa, dwie mu weszły no!!!
Toma, co jest – ja się pytam, bo chłopaka nie poznaję. Wychodzi z szatni z pianą na pysku, oczy – dwie kule ognia, co nimi miota na wszystkie strony, mokrą od potu i stopionego śniegu czapką to wymachuje, to miętoli w rękach, trzęsie się cały, dygoce, rozgląda, gniewne spojrzenia rzuca w kierunku baraku-szatni, gdzie przebierają się chłopaki, nasi i Partyzanty, łypie spode łba jakby ofiary szukał, drzwi lekko uchylone, się chłopaki krzątają, się przebierają, getry ze skopanych łydek zzuwają, po tyłkach się drapią, normalnie, po meczu, pot jest wszędzie – to swędzi. Toma patrzy w tę szparę uchylonych drzwi, cofa się, wzrok spuszcza, milknie.
No co jest Toma? się pytam, bo już nic nie rozumiem.
Mecz przecież wygrany, trzema bramkami, rewanż jak się patrzy za zeszły sezon i to partactwo nasze, którym się popisaliśmy na Koronie, partactwo, na które aż żal było patrzeć, ba, nawet Pan Boguś się pobeczał z żalu, lał łzami rzęsiście, Koronę zalał całkowicie i żeśmy wpierw w wodzie, potem w gnoju ganiali do upadłego, aż przegraliśmy mecz w zasadzie już wygrany.
No co jest? Toma, Tomusiu, Tomeczku…
Eee, kurwa, no co jest, co jest, jak to co jest, no Artek dwie dzisiaj strzelił a kurwa miał nic nie strzelić, no to jest…
I wszystko jasne, całkiem zapomniałem, jak mogłem, w tej radości z wygranej gdzieś uciekło, nawet nie zakodowałem, rzeczywiście, Artek, Artek? Chyba Artek, a tę pierwszą, taką sytuacyjną z niczego, taki rykoszet po bucie, to po jego bucie było? to Artek też? bo karnego to Artek, tak, ale tego pierwszego to Artek strzelił?
Artek. Co go miał pilnować Toma. I wskazać mu Toma miał miejsce w rogu boiska, żeby se kretowisko budował, bo dzisiaj raczej nie pogra, a tak to będzie miał czym zająć ręce. Się nudził nie będzie. Nie zmarznie. Artek, co go Toma obserwował przez cały niemal sezon, po tej pamiętnej przegranej w podgórzyńskim gnoju na wzgórzu, Toma, co na wszystkich meczach prawie Partyzanta był, obserwował ich w deszczu i wakacyjnym słońcu. Robił notatki, szybkimi pociągnięciami ołówka kreślił te kocie ruchy snajpera Czerwonych, szczególnie przykładając się do choreografii Arturowych cieszynek… Zawsze jednak podkreślał, że nie ma tego talentu, tej iskry bożej, furii i gwiazdorskiego drygu, by oddać magię i czar mistrza. Jego imitacje arturowych cieszynek były tanimi podróbkami, znać w nich było brak żywiołu pierwowzoru. Podglądał go zatem, obserwował, zyskiwał coraz to nową wiedzę, nigdy przeciwnika jednak nie lekceważył, nawet gdy zdawało się, że wie już o nim wszystko. Darzył go szacunkiem, nie omieszkiwał wszakże zaznaczać, że ma na niego sposób. Że czeka już tylko na tę konfrontację. Na starcie Spartacza z Partyzantem, solidnych zasieków obronnych, przez które mysz polna by się nie przedarła, z wirtuozerią i sprytem czołowego Partyzanta…
A tu masz, takiego chuja… I niby wygraliśmy, niby wszystko pięknie, w dodatku zaświeciła nowa gwiazda w drużynie (Drożdżu na bramce – miód, malina, odwaga i błyskotliwość Casillasa z pewnością i doświadczeniem van der Sara…), niby cacy-cacy, ale Toma w takim nastroju jakby co najmniej ManCity zdobył majstra.
Mówię mu zatem: chłopie, daj spokój, wygrana jest, jest w pytkę, odkujesz się w kolejnej rundzie, latem albo już nawet na wiosnę, chłopie, odpuść, Arsenal dzisiaj z ciotami z Czelsy gra, pakuj się do Spartaczomobila, jedziemy umyć tyłki i popatrzeć jak grają chłopaki, co u nas nawet na ławce nie mieliby pewnego miejsca.
No… no… dobra. Łypnął jeszcze okiem do baraku-szatni, mruknął „cześć” na pożegnanie, przełknął ślinę jak gorzką pigułkę i poszliśmy. Poturbowani ale zwycięscy, z bliznami ale i z satysfakcją. Szliśmy w stronę zachodzącego słońca. Siedmiu tudzież ośmiu nie zawsze wspaniałych.
poniedziałek, 8 lutego 2010
niedziela, 7 lutego 2010
Tytani w kratkę i kontrowersyjnie
LZS Z ZIMNĄ KRWIĄ - TYTANI 1:6
bramki: Kajman - Radison, Grzesiek, Zając, Atka 2x, Marcin P
Terry ZZK: Co do opisu spotkania: Pozostaje niesmak.
Tytani przez większość spotkania grali o jednego zawodnika więcej. Czyli 7 na 8 w polu. I co teraz? To głównie pytanie do Huberta.
Jestem pewien, że Tytani zaczynali 7 w polu. A nagle gra ich 8. Oczywiście ma to wpływ na wynik spotkania. Około 50 minuty zrobiła się awantura. Spotkanie zostało dokończone 8 na 8 w polu lecz już wypatrzonym wynikiem (było 4:0 lub 4:1). Dziwie się, że taka sytuacja zaistniała w meczu z Tytanami. Nie raz graliśmy sparing była miła atmosfera. Na dodatek Radek jest osobą udzielająca się na forum i robi bardzo wiele dla PE i tym bardziej dziwi minie jego podejście.
Dlatego postuluję:
1) Zapewne dysponujecie fragmentami spotkania na video, może uda się policzyć ilu was zaczynało grę. Wg mnie 7! I bezsprzecznie potem grało was 8 w polu. Udostępnijcie zapis nam i Hubertowi. Nieudostępnienie zapisu wiąże się jak rozumiem z przyznaniem się do winy.
2) Podczas awantury jeden wasz zawodnik grozi mi. Jest to niedopuszczalne. Takich postaw jak rozumiem PE nie toleruje. Czekam na decyzje w tej sprawie. Zawodnik z nr chyba 88 - poznam go mówiąc miał "syfa" na wardze.
Generalnie meczu nie ma co opisywać - o czym tu pisać...??
Radek TYTANI: "Faworyt" dzisiejszego meczu czyli Zimnokrwiści muszą przełknąć kolejną gorycz porażki, tym razem z drużyną Tytanów. Zakłady bukmacherskie zarobiły sporo, a osoby obstawiające mecz mogą czuć się zawiedzione. Od samego początku kontrolę na boisku sprawowali zawodnicy przyjezdnych, którzy ze spokojem i opanowaniem raz po raz atakowali "świątynię wroga" Pierwsza bramka to dzieło kapitana zespołu. Uderzenie nie specjalne ale nie jakość się liczy a celność. Druga bramka padła łupem Grześka. Wynik 2:0 do przerwy. Titanes pamiętając zeszłoroczny mecz ze Spartaczem (do połowy prowadzenie 2:0 ostatecznie przegrana 3:2) ani przez chwile nie myśleli odpuścić i dalej konsekwentnie realizowali założenia taktyczne. I tymże sposobem pada kolejna bramka już trzecia z kolei. Przy czwartej bramce dochodzi do kuriozalnej sytuacji. Około 45 minuty spotkania kapitan ZZK (po owym golu) zgłasza pretensje, iż Tytani grają w przewadze jednego zawodnika !! (a graliśmy 8 + 1 tak jak jest w regulaminie, który to miał być przesłany przez zawodników ZZK, którzy byli na spotkaniu kapitanów i rozmawiali razem z nami na ten temat, zresztą wszyscy powtarzam wszyscy ! jednogłośnie przegłosowaliśmy, że na Koronie gra się 8 + 1 chyba, ze kapitanowie ze względu na absencje zawodników ustalą inaczej a tak nie było przed meczem...]). Po tym zdarzeniu sytuacja się uspokoiła a Tytani dokończyli dzieła zniszczenia strzelając dwie bramki (w tym szósta naprawdę ładnej urody) przy jednej odpowiedzi Krwinek. Oprócz tego jednego spięcia, mecz odbywał się w dobrej atmosferze. Przyznawanie się do każdej zagranej ręki bądź też faulu miało między innymi na to wpływ. Jeżeli chodzi o boisko to dzisiaj śmiało można stwierdzić, że nadawało się do gry. Przynajmniej środek Wink (bo boki jednak były tragiczne...)
Skrót z tego spotkania jak i z poprzedniego z Ziomami ukaże się na dniach, za zwłokę przepraszamy ale zawirowania związane z sesją robią swoje...
KS Kazimierz: debiut na remis
bramki: Danko 2 - Burzyński, Gabor
Jak na "faworyta" w tym meczu (wg O'Shea) to ekipa Kazimierza zaprezentowała się dosyć słabo. AnarchoKomuna zaczęła mecz z dużym animuszem i już po 10 minutach prowadziła w meczu 2:0 po 2 golach Daniela (w tym ta druga była naprawdę ładna - po dośrodkowaniu z prawej strony Sławka i uderzeniu z woleja piłki w powietrzu Wink Wszystko wydawało się być pod kontrolą, Anarcho dalej atakowała, w końcowych minutach pierwszej połowy po strzale Piotrka piłka wylądowała (po ręce bramkarza) na poprzeczce. Po niezbyt dobrze wykonanym rzucie rożnym rywale z kontry strzelili bramkę świetnie wykorzystując śnieżną nawierzchnię - oddając strzał po koźle. Zaraz potem padła druga bramka, bliźniaczo podobna i w ostatnich 2 minutach pierwszej połowy Kazimierz doprowadził do remisu. W drugiej wkradło się więcej chaosu i mimo paru sytuacji obie ekipy nie zdołały przechylić szali zwycięstwa na swoją korzyść. Skończyło się więc pierwszym w tym sezonie remisem...
Danko
Odwet za deszczowiec-dreszczowiec
bramki: Artek 2 - Gru 2, Makaron 2, Filipescu
Kumakom udał się dziś odwet za zeszłoroczny dreszczowiec w burzowej chmurze na szczycie Krzemionek, kiedy to przegrali mecz mając zwycięstwo w kieszeni.
Pierwsza połowa nie zapowiadała dużej ilości bramek. Pierwsze piętnaście minut należało do Partyzanta. Potem się trochę wyrównało lecz skuteczność była przy Spartaczu. Mimo iż dwoiłem się i troiłem, ślizgałem i trzaskałem piruety na boisku-lodowisku to zmienialiśmy strony przy stanie 0:3.
Dobrze dla czerwono-czarnych zaczęła się druga połowa: Jason adresuje piłkę do Artka a ten umieszcza ją w siatce. Tu była szansa na powtórkę z rozrywki, ale nie tym razem. Spartacze dokładają dwie bramki i już w pełni i z miłosierdziem kontrolują przebieg spotkania.
Jeszcze tylko po zagraniu ręką w polu karnym, karnego na bramkę zamienia Król Artur.
Wynik jednak sprawiedliwy no i wspaniała, przyjacielska atmosfera. Czekamy jeszcze na relację z GRUbej rury.
W drugiej lidze: "browar w pekaesie"
W sobotę rozegrane zostało jedno spotkanie II ligi PE
BROWAR - PKS TOTTENGOAL 2:3 (1:1)
bramki: Radek, Tomek - Kruk 2, Mat
Wbrew temu co mogłoby się wydawać na mecz, rozgrywany na Orliku przy ul. Jerzmanowskiego, nie pojechaliśmy PKS-em :)
Na miejscu okazało się, że murawa jest oblodzona i nawet Ci, którzy grali w lankach mieli problemy ze zwrotnością i utrzymaniem równowagi. Występ naszej drużyny nie był porywający. O ile do defensywy nie można się przyczepić, to z przodu graliśmy chaotycznie. Mimo to udało nam się wygrać 3:2 z niewygodnym rywalem. Dzięki Browary za mecz i atmosferę. Było wprawdzie kilka spięć, ale wynikały one z ferworu walki, a nie z chamstwa.
PS W trakcie gry ustanowiliśmy zasadę interpretowania spornych sytuacji na korzyść raz jednej, a raz drugiej drużyny. Tak na przemian. Sprawdziła się! Polecam.
PS2 W liczbie zawodników grających w krótkich spodenkach zwyciężył Browar 4:3 ;)
Piotrek (PKS Tottengoal)
Czy to już sensacja?
Bramki: Przemek - Jaco 2, Damian, Simba
Miażdzący początek WNiG-u i fatalny start mistrza. "Nafciarze" w pierwszych dwóch meczach nie dali szans trzeciej i pierwszej ekipie poprzedniej edycji, tracąc przy tym tylko jedną bramkę, a strzelając aż siedem. Tymczasem mistrz ma po dwóch spotkaniach zero punktów na koncie. A w następnej kolejce czekają żądne zemsty za ostatni ćwierćfinał Ziomy.
Mecz rozpoczął się niestety z dosyć dużym opóźnieniem. Od początku układał się on po naszej myśli. Graliśmy spokojnie w obronie , a więc udawało się przecinać wszystkie długie podania Uni grane na napastników i dynamicznie z przodu. Na efekty długo nie musieliśmy czekać, gdyż w ok. 15 minucie popisową akcje przeprowadził nasz defensor Damian i strzelił swojego pierwszego gola. Już po paru minutach kropkę nad i (w pierwszej połowie) postawił Jaco, który jest zawsze w odpowiednim czasie, we właściwym miejscu. Przerwa- chłopaki z Uni wyglądali na nieco zaskoczonych bo chyba nie tak wyobrażali sobie przebieg tego spotkania. Po przerwie wielkie natarcie Uni (czego można się było spodziewać). Sprawiło to ,że musieli się „odkryć” co umożliwiało przeprowadzenie kontrataków. Tak też padła 3 bramka (strzelec- Jaco). Fantastyczna okazje do nawiązania miało Uni, gdyż ręka w polu karnym zagrywa Gnievek i mamy karny. Do piłki podchodzi bramkarz Uni i w arcylekceważący sposób (moim zdaniem) „uderza” piłkę, która zdołałem obronić. W końcu sztuka Jednorożcom się udaje- w zamieszaniu podbramkowym obrońca wybija piłkę wprost pod nogi przeciwnika a ten tylko przyłożył nogę. Uni cała drugą połowe starało się odrobić straty ale przy tak dobrze dysponowanej obronie WNiG’u przychodziło im to z trudnością. Wynik w końcówce podwyższa Simba po pięknej trójkowej akcji w której z Jacem i Gnievkiem rozklepali cała linie defensywną. Wynik mógł być większy ale poprawnie spisywał się bramkarz Uni (aczkolwiek z relacji chłopaków wynika że jedną piłkę wyciągnął zza linii brakowej do czego się nie przyznał, ale nie warto było się kłócić).W Uni widoczny brak Adama jak i strzelecka niemoc…
Tomek WNiG
Szarańcza kroczy na przedzie
Bramki: Paweł.N, Goliat, Szymon M. 2 Janek S. 2
Gwiazdy tańczą na lodzie - to jedyny uzyskany przez redakcję bloga komentarz. Patrząc na wynik, prawdopodobnie oddaje wszystko.
Krótki Opis od Parkowej
No nie do końca można powiedzieć, że to był taki jednostronny taniec gwiazd na lodzie :). Warto przypomnieć, że pierwsza bramka dla Szarańczy padła dopiero 3 minuty przed końcem pierwszej połowy. A w drugiej już tak jakoś poleciało :). Ale prawda jest taka, że mecze wygrywa się dobrą obroną a tą Szarańcza ma jedną z najlepszych i najwyższych :) w całej lidze.
Michał Parkowa
Niedzielny rozkład jazdy
Mamy niedziele 7 lutego 2010 roku. 33 urodziny obchodzi Mariusz Pudzianowski, a pełnoletniość uzyskała Unia Europejska. Za oknami - 4 st. C i lekkie zachmurzenie. Przed nami mecze I i II Ligi PE. Zaczynamy:
-
Korona godzina 11:00. Miejscowa Parkowa podejmuje zespół Szarańczy. Żółto-czarni bardzo dobrze weszli w sezon. W pierwszych 2 meczach wyraźnie pokonali FC Ziom-ów (4:1), oraz Zimnokrwistych (6:2) i przewodzą w tabeli. W zespole wyróżniają się Szymon Michalski(5 bramek) i Paweł N.(3 bramki). Jeśli dodamy do tego, że siłą Szary jest gra drużynowa, to czyni z niej rywala bardzo trudnego dla każdej drużyny PE. Młody acz uzdolniony zespół z Parkowej rozegrał do tej pory tylko jeden mecz w nowej pierwszej lidze. Porażka 6:2 z Partyzantem, choć wysoka, mogła się okazać tylko wypadkiem przy pracy. Z relacji meczowych wynika, że to brak zmian, był kluczowy dla przebiegu poprzedniego spotkania. Zatem, czy sytuacja powtórzy się z dysponującą szeroką kadrą Szarą ? Faworyt meczu może być tylko jeden – Szarańcza.
-
O godzinie 12:00 rozpocznie się mecz Unicorna z WNIG-iem. Obie ekipy w pierwszej kolejce zaskoczyły swoimi wynikami. Unicorn uległ 3:2 Majowcą, a WNIG ograł trzy do zera Partyzanta. Dwukrotny mistrz w tym spotkaniu będzie musiał poważnie zabrać się do roboty, by już na początku, nie odskoczyły mu inne drużyny pretendujące do mistrzostwa. Jak zaprezentuje się WNIG ? Trudno powiedzieć. Zmienili kapitana, wzmocnili obronę i są głodni sukcesu. Mogą dziś udowodnić, że zeszłotygodniowe zwycięstwo to nie był przypadek. Faworyt minimalny ale jednak Unicorn.
-
O 13:00 swój pierwszy mecz w podgórskiej rozegrają utalentowani podopieczni Tomka z Spartacza. Ich przeciwnikiem będą nieobliczalni Anarchokomuniści. KS Kazimierz jest obok Parkowej najmłodszym zespołem PE. Ich przeciwnik zapunktował już w pierwszym spotkaniu z byłymi Spartanami (obecnie - PKS TOTTENGOAL) i ma ambicje na wejście do pierwszej ligi. Faworyt KS Kazimierz.
-
O 13:30 przy Jerzmanowskiego hit kolejki. Partyzant podejmuje ekipę Spartacza. Mecz przyjaźni, pomiędzy pierwszym i trzecim zespołem zeszłorocznej grupy A. Gospodarze po dwóch meczach mają tylko 3 pkt. I na pewno dzisiaj będą się starali poprawić ten dorobek. Szczególnie zmotywowany powinien być Król Artur, który w poprzednim meczu przerwał serie meczów, w których strzelał zawsze gola. Zadanie przed nim trudne, bo znakiem firmowym Spartacza jest solidna defensywa. Zielono-czarni posiadają też wiele atutów ofensywnych i nie widzą innej możliwości, jak wywiezienie 3 pkt. Historia pokazuje, że mecze obu drużyn obfitowały w duże ilości goli i zwrotów akcji. Faworyt trudny do wskazania.
-
O 16:00 rozpocznie się ostatni dzisiaj mecz, w którym ZZK podejmie zespół Tytanów. Zimnokrwiści mają już za sobą dwa trudne mecze z Szarą i Spartaczem, z których nie udało im się wywieźć punktów. Dzisiejsze spotkanie jest wspaniała okazją, by wydobyć się z dna tabeli. Ich przeciwnik, zaliczył właśnie najbardziej spektakularną porażkę w PE (6:0 z Ziomami). Tytani po niespodziance kolejki na plus (wygranie z Majowcami), zaskoczyli In minus. Trzy punkty z pierwszej kolejki nie starczą jednak na długo, jeśli podopieczni Radka nie wezmą się solidnie za punktowanie przeciwników. Faworyt ZZK.
A o 17:00 hit ligi angielskiej, derby Londynu, Chelsea – Arsenal ! Podopieczni Carlo Ancelottiego grają z silnym i zmotywowanym Arsenalem, który ma do stracenia niemal wszystko, jeśli przegra to spotkanie. Faworyt Manchester United – co by się nie stało, poprawi się sytuacja podopiecznych Sir Alexa.