Tekst na temat meczu z 3Maja, tym razem naprawdę z grubej rury, dla uzmysłowienia pewnych faktów...
pozdrawiam Gru
Kiedy byłem smarkaczem, jednym z moich największych, niezrealizowanych dotąd marzeń była wyprawa do Indii. Zgubić się w wielkim Delhi, kluczyć wąskimi uliczkami między domami z gliny, dać się porwać tłumowi naganiaczy, spędzić dzień na targu i próbować wszystkiego... do przejedzenia, do biegunki... w wodach Gangesu wyprać przepocone, białe skarpetki, które zawsze zakładam do moich skórzanych sandałków... No i najważniejsze, świętej krowy dotknąć, co jest nie lada zaszczytem, nie lada wyczynem, skoro jej ciało zamieszkuje trzysta trzydzieści milionów bóstw...
Jakże byłem mile zaskoczony, niemal się wzruszyłem, gdy w ostatnią sobotę jedno z moich szczeniackich marzeń niemal się ziściło... Nie, nie zwiedzałem Delhi ani innej Kalkuty, nie sięgałem do kieszeni, by kilkoma rupiami uszczęśliwić gromadkę brudnych dzieci o zaropiałych oczach, które chodzą za Tobą wszędzie... nic z tych rzeczy. Po prostu stawiłem się na Margarynie, by o siedemnastej rozegrać spotkanie ligowe z Trzeciomajowcami... Bożesz ty mój, jakżeż mogłem dotąd twierdzić, że lider PE to grupka starszych panów, amatorskich piłkarzy, jak mogłem być tak ślepy, by sprowadzać ich do tak brzydkiego mianownika... biję się teraz w piersi i chlipię po cichutku... wybaczcie.
Gdy jeszcze przed pierwszym gwizdkiem dane mi było stanąć z nimi oko w oko, nie wiedziałem, nic nie podejrzewałem, ja, niewierny, z kim mam do czynienia. Patrzyłem, jak patrzy się na starszego pana w krótkich spodenkach, w pomarańczowej kamizelce, koreczkach i fikuśnych getrach. I wtedy padły te słowa i spłynęły na mnie jak łaska uświęcająca, to one pozwoliły mi przejrzeć na oczy: „Gramy po ośmiu, bo my tak gramy, bo gramy już drugi sezon, bo dłużej gramy, bo zawsze tak gramy, bo starsi jesteśmy, kim wy jesteście, macie nas szanować!!!”
Kim my jesteśmy, kim jesteśmy, żeby domagać się respektowania zasad PE, kim jestem, by twierdzić, że drużyny mają obowiązek wystawienia składu w minimalnej ilości siedmiu zawodników (1+6) a reszta zależy od kapitanów, jak mogę uzurpować sobie jakiekolwiek prawo do mediacji, kim w ogóle jest kapitan Spartacza, kim jest wobec Tych, co stoją przed nami, czym Spartacz jest wobec Świętej Krowy...?
Ja byłem tym pierwszym, który przejrzał na oczy, zdałem sobie sprawę z mej miernoty, jak mantrę powtarzałem „vanitas vanitatum et omnia vanitas”, i niemal na kolana padłem wdzięczny za łaskę, jaka mnie spotkała, za dostąpienie zaszczytu obcowania z emanacją Świętokrowatości Najwyższej... I już, już za momencik spadła zasłona z mych powiek, wyraźnie widziałem te różki delikatnie zarysowujące się nad wesołą czuprynką lub jej brakiem, te kopytka przyodziane w niewygodne sportowe buty, nawet dzwoneczek na szyi zdawał mi się czymś jak najbardziej realnym.
I nie mogłem uwierzyć, że reszta Spartaczy jeszcze niepewna, jeszcze pogodzić się nie może z tym, co widzi i słyszy. Już chcą dyskusji, już przywołują regulamin, osobę Huberta, nie zdając sobie sprawy, że to wszystko marność, że w zetknięciu ze Świętokrowatością wszystko traci znaczenie. Głupcy... przecież Panowie Kopytkowi wyraźnie mówią, że nawet telefon do Listkiewicza nic nie pomoże, bo Oni grają w ósemkę i żadna ziemska władza tego nie zmieni... I jeszcze czelność macie koledzy Spartacze wybrzydzać na tę piłkę, co nią Starszyzna przykazała grać!!! Co z tego, że balon za 12 złotych w promocji TESCO dodawany do słoiczka buraczków z przeceny...?
Byłem onieśmielony. Gdy za pierwszym razem dostałem z kopytka w piszczel, bez piłki, wpierw powiedziałem „Gdzie z tą nogą?”, lecz zaraz gryzłem się w język, po cichu wyrażałem skruchę, żal za grzechy i pragnąłem więcej... A potem zazdrościłem Markowi, który tuż przed strzeleniem bramki na 1-1 został potraktowany hakami w polu karnym aż trzykrotnie... I Makaronowi zazdrościłem, gdy Starszy-Pan-Szacunku-Godzien wjechał mu w łydkę wślizgiem wyprostowanymi nogami... Toć przecie po takim namaszczeniu Makiemu darzyło się będzie przez cały rok.
I patrzyłem jak Spartacze powoli pojmują, acz z niedowierzaniem, nie odstawiają kończyn i nadziewają się na więcej, głupcy bronić się przed nieodzownym próbują, ba, czelność mają w piłkę kopać, piłkę odbierać i nie dawać się powalić, stać prosto i zaciskać zęby. A przecież każde zbliżenie do Ich Świętokrowatości to jawny zamach na ich nietykalność, wolność osobistą oraz stadną, ze Świętą Krową się nie dyskutuje, nie walczy z nią, nie zaczepia. Bo zacznie muczeć i potrząsać groźnie różkami.
Spartacze nie byli przygotowani, nie wiedzieli, że nie grają w piłkę, lecz biorą udział w kopytkowych rekolekcjach wielkomyślnie zafundowanych przez Trzeciomajowców... A przecież tyle otrzymali wskazówek, te „chuje”, którymi wdzięcznie obsypywał ich bramkarz Kopytkowych, te pogróżki, by przyjęli swą karmę bez zastrzeżeń, bo można dostać bodiczkiem.
A Spartacze skołowani, ofiary losu, dzieci we mgle, mieli jeszcze czelność kopać w piłkę, ruszać z ofensywną akcją, gdy tylko się dało, choć wiadomo było, że tuż przed polem karnym nadzieją się na kolejne cudowne wierzgnięcia...
Dlatego zapewne na dwie minuty przed końcem usłyszeli od Rogatych, że nie umieją godnie przegrywać, przyjąć swej marności z pokorą i pogodzeniem...
Ale ja byłem wdzięczny za tę lekcję, w mig ją pojąłem i tuż po ostatnim gwizdku biegłem Im dziękować, rękę podawałem, po rączkach niemal całowałem. A najbardziej zależało mi na tej rączce, za której dotknięciem mój wyskok do główki zakończył się lądowaniem na wznak i łapaniem oddechu ze wzruszenia i szczęścia... Ale cóż, właściciel cudownej rączki tylko uśmiechnął się drwiąco, odwrócił na pięcie i machając ogonkiem poszedł przebrać kopytka... Może myślał, że chcę go za wymię chwycić...
wtorek, 30 czerwca 2009
poniedziałek, 29 czerwca 2009
Parkowa - ZZK, czyli lekcja fair play
Parkowa - ZZK 6:8
Bramki: Parkowa - Dawid Przybytek 3, Michał Wójcik 2, Marek Jaśko 1 - ZZK - Mati 6, Tulos 2
Na meczu wprawdzie nie byłem, ale po opisie wysłanym przez przedstawiciela ZZK na Forum wnioskuję, że mecz toczył się w dobrej atmosferze i przede wszystkim bardzo fajnie zachowali się chłopaki z Parkowej, pozwalając przeciwnikom na dokooptowanie gracza spoza składu. Wielki szacunek za takie rozwiązywanie problemów, zwłaszcza w porównaniu do sytuacji z meczu 3 Maja ze Spartaczem.
Koza
Oto relacja okiem Zimnokrwistego
Przed meczem udział w nim zadeklarowało 8 osób (trzech ze starego, stałego składu nie mogło zagrać, ale miało być 4 nowych graczy). Koniec końców dwóch się w ogóle się nie pojawiło (telefony milczały), jeden pomylił boiska i pojawił się dopiero na drugą połowę. Tak więc przed pierwszym gwizdkiem było nas pięciu. Chłopaki z Parkowej zgodziły się zagrać po 6 i na pierwszą część dobrać 1 zawodnika z pętających wokół boiska niezrzeszonych. Wielkie dzięki wam za to.Mecz był szybki. Dużo sytuacji podbramkowych z obu stron. Wypożyczony chłopak (nawet nie znam jego imienia), okazał się całkiem dobry i wybiegany. Pierwsza połowa kończy się wynikiem 6-2 dla nas, ale patrząc z boku trudno wyjaśnić czym taka duża przewaga było spowodowana. I show jednego zawodnika, sześć bramek w jednej połowie, ale nie można mu się dziwić. Tydzień temu urodził mu się syn.
Na drugą połowę wychodzimy już bez wypożyczonego, ale za to z Tulosem, zagubioną brazylijską gwiazdą lig regionalnych. Ale zamiast niego na boisku szaleje drużyna przeciwna z trudnym do upilnowania w ataku Dawidem (chyba tak miał na imię, jeśli się pomyliłem, sorry). I wynik zmienia się na 6-5, a sił coraz mniej, a przeciwników jakby więcej. Na szczęście dwie kontry zakończone przez Tulosa, plus jedno trafienie przeciwników i sędzia odgwizduje koniec spotkania. Wynik końcowy 8-6 dla ZZK. Dzięki za mecz i wielki szacunek, bo nieźle napędziliście nam stracha.
Bramki: Parkowa - Dawid Przybytek 3, Michał Wójcik 2, Marek Jaśko 1 - ZZK - Mati 6, Tulos 2
Na meczu wprawdzie nie byłem, ale po opisie wysłanym przez przedstawiciela ZZK na Forum wnioskuję, że mecz toczył się w dobrej atmosferze i przede wszystkim bardzo fajnie zachowali się chłopaki z Parkowej, pozwalając przeciwnikom na dokooptowanie gracza spoza składu. Wielki szacunek za takie rozwiązywanie problemów, zwłaszcza w porównaniu do sytuacji z meczu 3 Maja ze Spartaczem.
Koza
Oto relacja okiem Zimnokrwistego
Przed meczem udział w nim zadeklarowało 8 osób (trzech ze starego, stałego składu nie mogło zagrać, ale miało być 4 nowych graczy). Koniec końców dwóch się w ogóle się nie pojawiło (telefony milczały), jeden pomylił boiska i pojawił się dopiero na drugą połowę. Tak więc przed pierwszym gwizdkiem było nas pięciu. Chłopaki z Parkowej zgodziły się zagrać po 6 i na pierwszą część dobrać 1 zawodnika z pętających wokół boiska niezrzeszonych. Wielkie dzięki wam za to.Mecz był szybki. Dużo sytuacji podbramkowych z obu stron. Wypożyczony chłopak (nawet nie znam jego imienia), okazał się całkiem dobry i wybiegany. Pierwsza połowa kończy się wynikiem 6-2 dla nas, ale patrząc z boku trudno wyjaśnić czym taka duża przewaga było spowodowana. I show jednego zawodnika, sześć bramek w jednej połowie, ale nie można mu się dziwić. Tydzień temu urodził mu się syn.
Na drugą połowę wychodzimy już bez wypożyczonego, ale za to z Tulosem, zagubioną brazylijską gwiazdą lig regionalnych. Ale zamiast niego na boisku szaleje drużyna przeciwna z trudnym do upilnowania w ataku Dawidem (chyba tak miał na imię, jeśli się pomyliłem, sorry). I wynik zmienia się na 6-5, a sił coraz mniej, a przeciwników jakby więcej. Na szczęście dwie kontry zakończone przez Tulosa, plus jedno trafienie przeciwników i sędzia odgwizduje koniec spotkania. Wynik końcowy 8-6 dla ZZK. Dzięki za mecz i wielki szacunek, bo nieźle napędziliście nam stracha.
Mecze pod specjalnym nadzorem
Nie milkną echa po sobotnim spotkaniu 3go Maja ze Spartaczem. Forum PE zapełniło się od komentarzy, z których wyłania się cięta polemika. Wiadomo, że mecze piłki nożnej wyzwalają dużo, czasem też niepotrzebnych emocji. Gorzej, kiedy emocje przeradzają się w czyny, a smród unosi się nad polem walki na długo po jej zakończeniu.
Można się trochę posprzeczać, poprzekomarzać ale najważniejsze jest, by obie strony zaakceptowały warunki walki a po spotkaniu rozeszły się bez urazy (i urazów!) do swoich domów - tak, jak chociażby miało to miejsce w przypadku spotkania Partyzantów z Tytanami, gdzie obie ekipy grały twardo, ale po meczu była chwila na spokojną rozmowę nie tylko o przykrych rzeczach. Zapewne było tak i wielu innych przypadkach.
Niestety jednak rzadko kiedy zdarza się, aby drużyna mile wspominała swoje spotkanie z trzeciomajowcami. Dlatego w interesie dobra ogółu "starsi" rozgrywać będą swoje mecze pod specjalnym nadzorem tzn. z arbitrem (spoza PE). Proponuję też zasadę, by najbardziej "koszącym" oraz obrażającym innych zawodnikom w nagrodę dać odpocząć w kolejnym spotkaniu.
To nie jest żadna kara, tylko w zasadzie spełnienie waszej prośby z początku rozgrywek, więc proszę Panowie nie czujcie się w żaden sposób urażeni. Natomiast play-off bez gwizdania się nie odbędzie.
Hubert
AnarchoKom - ZZK: widmo walkoweru
16 drużyn PE z 19 ma już za sobą V kolejkę rozgrywek rundy zasadniczej. Większość rozegrała już nawet sześć a niektórzy siedem spotkań. Mecz IV kolejki pomiędzy AnarchoKomunistami i ZZK ciągle pozostaje w sferze niezrealizowania. W przypadku braku jakichkolwiek ustaleń do najbliższej niedzieli (05.07) drużyny zostaną ukarane obustronnym walkowerem, wedle wcześniejszych ustaleń. Proszę więc kapitanów o pilny kontakt ze mną.
Hubert
Hubert
niedziela, 28 czerwca 2009
Spartanie gromią, a partyzanci skromnie...
Po dzisiejszym wysokim zwycięstwie Spartanie nadal liczą się w walce o play-off. Przeskoczyli w tabeli "chłopców chaosu" i czają się za plecami Spartaczy. Łatwo jednak nie będzie, bo do rozegrania zostały im jeszcze m.in spotkania z Unicornem i 3go Maja.
Ciekawostka: Spartanie strzelili w dzisiejszym meczu więcej bramek (o jedną) niż we wszystkich czterech dotychczasowych spotkaniach razem wziętych.
O krok od sprawienia niespodzianki byli dziś Tytani. Ustawili mocno defensywne szyki i udało im się skontrować napierających mocno czerwonych. Ale ze stanu 0:1 wicemistrzowie odjechali na 3:1, a kontaktowa bramka w końcówce była jedynie łabędzim śpiewem czarno-łososiowych. W przeciwieństwie jednak do Spartan, w następnych spotkaniach czekają ich rywale z dolnych rejonów tabeli, więc ta waleczna drużyna może pomaszerować całkiem ostro w górę.
H.
8 Spartan - Blankosos 6:1(2:1)
Bramki dla Spartan: Damian, Król, Mariano, Mat i Kruk 2
Asysty: Lumpy 3, Mariano, Damian i Kruk
Mecz toczył się w dużym upale (godzina 15), co miało przełożenie na tempo rozgrywanych akcji. Mimo porażki ekipie Blankosos należą się brawa za ambitną postawę i walkę do końca o zmianę niekorzystnego rezultatu. Na wyróżnienie zasługuje też cała drużyna Spartan, która nie miała dziś słabego punktu.
Spartanie swoje zwycięstwo dedykują Darkowi, który jako pierwszy z drużyny porzucił dzień przed meczem kawalerki stan!
Piotrek (8S)
Partyzant - Tytani 3:2 (1:1)
bramki: Koza, Artek, Kuba - Radek, Wojtek
Relacja okiem Tytana...
Ciekawie zapowiadające się widowisko pomiędzy drużynami Partyzanta oraz Tytanów rozpoczęło się kilka minut przed ustaloną godziną 19. Po 7 zawodników z obu drużyn rozstawiło się na swoich pozycjach, czekając na sygnał rozpoczęcia widowiska. Przed meczem, do stanowiska kapitana Titanes dotarły długo oczekiwane raporty z banku informacji. Pozwoliło to na ustalenie taktyki, która przysporzyła problemów drużynie przeciwnej (polegała ona na pokryciu dwóch najważniejszych graczy Partyzanta i destrukcyjnej grze w środku pola - może dlatego czerwoni stwierdzili, że zamurowano bramke. A może poprostu ciężko im przez to było skonstruować ładną akcję).
Pewni swego Partyzanci zaczęli mecz od mocnego uderzenia, strzelając na bramkę przeciwnika kilka razy w przeciągu zaledwie może dwóch, trzech minut. Taki napór spowodował lekką dekoncentrację w szeregach obrony jak i pomocy czarno-łososiowych. Szybka motywacja zawodników nawzajem i mecz przerodził się w istną batalię. Akcja przeciwko akcji, strzał przeciwko strzałowi. I nagle nieoczekiwanie po bardzo ładnej kontrze Tytani wychodzą na prowadzenie. 1:0 dla przyjezdnych stało się faktem. Strzelcem bramki Radek. Chaos zapanował w drużynie gospodarzy. Atmosfera na boisku robiła się coraz gorętsza. Kilka niepotrzebnych fauli, kilka niepotrzebnych przepychanek słownych. Napór wicemistrza poprzednich rozgrywek rośnie, iście przypominający ten z pierwszych minut meczu. Mocny strzał z daleka i robi się 1:1. Piłkarze schodzą na przerwe, żeby uzupełnić płyny i przedyskutować ostatnie pół godziny z ich życia. W drugiej połowie po raz kolejny w tym sezonie, nie wiadomo jak, nie wiadomo dlaczego Tytani tracą głupio dwie bramki w krótkim okresie czasu. 3:1 na tablicy wyników, a na twarzach zawodników gości niedowierzanie. Znowu trzeba gonić się z czasem, który zawsze w takich momentach ucieka wydawałoby się dwa razy szybciej. Niestety pomimo wielu prób udało się strzelić tylko bramke kontaktową a jej twórcą był Wojtek (Qhr). Śmiało można powiedzieć, iż był to najlepszy mecz Tytanów w tej edycji rozgrywek. Na uwagę zasługują poczynania bramkarza czarno - łososiowych (Jarka), który kilka razy uratował drużynę w ciężkich sytuacjach. Także nie można pominąć Obrońców a w szczególności Arka oraz Wojtka(Qhra), którzy panowali niepodzielnie w obronie. Takie mecze w ich wykonaniu chcemy oglądać częściej.
Pomimo kilku nieczystych zagrań oraz przepychanek słownych (było to spowodowane walką o każdy cm murawy, żadna z drużyn nie chciała odpuścić tego meczu), po spotkaniu obie drużyny podały sobie rękę na zgodę w duchu fairplay budując pozytywną amtosferę na przyszłe spotkania. Dziękujemy za rozegranie naprawde (wg nas) dobrego widowiska i miejmy nadzieję, że w przyszłej edycji będzie nam dane powtórzyć taki mecz. A jak narazie czas już wybiec w przyszłość i skupić się na 3 ostatnich kolejkach II edycji PE
Radek (Tytani)
... i okiem Partyzanta
Tytani zaskoczyli podbudowanego świetnym meczem przeciwko Unicornowi Partyzanta. Napastnicy czerwono-czarnych - Artek i niżej podpisany po cichutku liczyli na wzbogacenie konta bramkowego i dosyć łatwe zwycięstwo. Przeliczyli się. Tytani zamurowali bramkę i przyjęli prostą taktykę "na wykop". Trzeba przyznać, że wykopy były bardzo dokładne i co chwila sprawiały obrońcom Partyzanta i Hubertowi spore trudności. Ale bramek z nich nie było.
Była za to bramka z ładnej kontry (kontry były drugim i ostatnim elementem w taktyce Tytanów na Partyzanta), co rozjuszyło wicemistrzów i sprawiło, że w nasze szeregi wkradła się dosyć nerwowa atmosfera. Na szczęście niezłe uderzenie z woleja z lewej nogi tuż przed przerwą (autorstwa mojego), trochę nas rozluźniło.
Po przerwie za to w swoim stylu bramkę - zawinięcie obrońcy i bezlitosny strzał nad/obok golkipera - strzelił Artek (tym samym jest chyba jedynym graczem obecnej edycji PE z bramką w każdym meczu, ale mogę się mylić - jeśli tak - piszcie w komentarzach, to poprawimy) i zaraz po nim jak zawsze waleczny Kuba.
Tytani byli w stanie odpowiedzieć tylko jednym golem i tym samym z Margaryny wrócili bez punktów.
Dzięki Tytanom za mecz i grę w duchu fair-play, mimo kilku drobnych słownych utarczek.
Koza
Ciekawostka: Spartanie strzelili w dzisiejszym meczu więcej bramek (o jedną) niż we wszystkich czterech dotychczasowych spotkaniach razem wziętych.
O krok od sprawienia niespodzianki byli dziś Tytani. Ustawili mocno defensywne szyki i udało im się skontrować napierających mocno czerwonych. Ale ze stanu 0:1 wicemistrzowie odjechali na 3:1, a kontaktowa bramka w końcówce była jedynie łabędzim śpiewem czarno-łososiowych. W przeciwieństwie jednak do Spartan, w następnych spotkaniach czekają ich rywale z dolnych rejonów tabeli, więc ta waleczna drużyna może pomaszerować całkiem ostro w górę.
H.
8 Spartan - Blankosos 6:1(2:1)
Bramki dla Spartan: Damian, Król, Mariano, Mat i Kruk 2
Asysty: Lumpy 3, Mariano, Damian i Kruk
Mecz toczył się w dużym upale (godzina 15), co miało przełożenie na tempo rozgrywanych akcji. Mimo porażki ekipie Blankosos należą się brawa za ambitną postawę i walkę do końca o zmianę niekorzystnego rezultatu. Na wyróżnienie zasługuje też cała drużyna Spartan, która nie miała dziś słabego punktu.
Spartanie swoje zwycięstwo dedykują Darkowi, który jako pierwszy z drużyny porzucił dzień przed meczem kawalerki stan!
Piotrek (8S)
Partyzant - Tytani 3:2 (1:1)
bramki: Koza, Artek, Kuba - Radek, Wojtek
Relacja okiem Tytana...
Ciekawie zapowiadające się widowisko pomiędzy drużynami Partyzanta oraz Tytanów rozpoczęło się kilka minut przed ustaloną godziną 19. Po 7 zawodników z obu drużyn rozstawiło się na swoich pozycjach, czekając na sygnał rozpoczęcia widowiska. Przed meczem, do stanowiska kapitana Titanes dotarły długo oczekiwane raporty z banku informacji. Pozwoliło to na ustalenie taktyki, która przysporzyła problemów drużynie przeciwnej (polegała ona na pokryciu dwóch najważniejszych graczy Partyzanta i destrukcyjnej grze w środku pola - może dlatego czerwoni stwierdzili, że zamurowano bramke. A może poprostu ciężko im przez to było skonstruować ładną akcję).
Pewni swego Partyzanci zaczęli mecz od mocnego uderzenia, strzelając na bramkę przeciwnika kilka razy w przeciągu zaledwie może dwóch, trzech minut. Taki napór spowodował lekką dekoncentrację w szeregach obrony jak i pomocy czarno-łososiowych. Szybka motywacja zawodników nawzajem i mecz przerodził się w istną batalię. Akcja przeciwko akcji, strzał przeciwko strzałowi. I nagle nieoczekiwanie po bardzo ładnej kontrze Tytani wychodzą na prowadzenie. 1:0 dla przyjezdnych stało się faktem. Strzelcem bramki Radek. Chaos zapanował w drużynie gospodarzy. Atmosfera na boisku robiła się coraz gorętsza. Kilka niepotrzebnych fauli, kilka niepotrzebnych przepychanek słownych. Napór wicemistrza poprzednich rozgrywek rośnie, iście przypominający ten z pierwszych minut meczu. Mocny strzał z daleka i robi się 1:1. Piłkarze schodzą na przerwe, żeby uzupełnić płyny i przedyskutować ostatnie pół godziny z ich życia. W drugiej połowie po raz kolejny w tym sezonie, nie wiadomo jak, nie wiadomo dlaczego Tytani tracą głupio dwie bramki w krótkim okresie czasu. 3:1 na tablicy wyników, a na twarzach zawodników gości niedowierzanie. Znowu trzeba gonić się z czasem, który zawsze w takich momentach ucieka wydawałoby się dwa razy szybciej. Niestety pomimo wielu prób udało się strzelić tylko bramke kontaktową a jej twórcą był Wojtek (Qhr). Śmiało można powiedzieć, iż był to najlepszy mecz Tytanów w tej edycji rozgrywek. Na uwagę zasługują poczynania bramkarza czarno - łososiowych (Jarka), który kilka razy uratował drużynę w ciężkich sytuacjach. Także nie można pominąć Obrońców a w szczególności Arka oraz Wojtka(Qhra), którzy panowali niepodzielnie w obronie. Takie mecze w ich wykonaniu chcemy oglądać częściej.
Pomimo kilku nieczystych zagrań oraz przepychanek słownych (było to spowodowane walką o każdy cm murawy, żadna z drużyn nie chciała odpuścić tego meczu), po spotkaniu obie drużyny podały sobie rękę na zgodę w duchu fairplay budując pozytywną amtosferę na przyszłe spotkania. Dziękujemy za rozegranie naprawde (wg nas) dobrego widowiska i miejmy nadzieję, że w przyszłej edycji będzie nam dane powtórzyć taki mecz. A jak narazie czas już wybiec w przyszłość i skupić się na 3 ostatnich kolejkach II edycji PE
Radek (Tytani)
... i okiem Partyzanta
Tytani zaskoczyli podbudowanego świetnym meczem przeciwko Unicornowi Partyzanta. Napastnicy czerwono-czarnych - Artek i niżej podpisany po cichutku liczyli na wzbogacenie konta bramkowego i dosyć łatwe zwycięstwo. Przeliczyli się. Tytani zamurowali bramkę i przyjęli prostą taktykę "na wykop". Trzeba przyznać, że wykopy były bardzo dokładne i co chwila sprawiały obrońcom Partyzanta i Hubertowi spore trudności. Ale bramek z nich nie było.
Była za to bramka z ładnej kontry (kontry były drugim i ostatnim elementem w taktyce Tytanów na Partyzanta), co rozjuszyło wicemistrzów i sprawiło, że w nasze szeregi wkradła się dosyć nerwowa atmosfera. Na szczęście niezłe uderzenie z woleja z lewej nogi tuż przed przerwą (autorstwa mojego), trochę nas rozluźniło.
Po przerwie za to w swoim stylu bramkę - zawinięcie obrońcy i bezlitosny strzał nad/obok golkipera - strzelił Artek (tym samym jest chyba jedynym graczem obecnej edycji PE z bramką w każdym meczu, ale mogę się mylić - jeśli tak - piszcie w komentarzach, to poprawimy) i zaraz po nim jak zawsze waleczny Kuba.
Tytani byli w stanie odpowiedzieć tylko jednym golem i tym samym z Margaryny wrócili bez punktów.
Dzięki Tytanom za mecz i grę w duchu fair-play, mimo kilku drobnych słownych utarczek.
Koza
sobota, 27 czerwca 2009
Emeryci idą jak burza!
3go MAJA - SPARTACZ 2:1 (1:1)
bramki: Mario, O'Shea (samob.) - Marek
Przewrót majowy w PE trwa nadal! Już chyba nie ma w naszej lidze takich, którym spotkanie ze "starszymi" mylnie kojarzyć się może z majówką lub nabożeństwem majowym. Nic z tych rzeczy. Są jedną z dwóch drużyn w PE (obok FCZ), które nie straciły punktu, a zaznaczyć trzeba, że rozprawili się już z takimi uznanymi firmami jak Unicorn i Spartacz.
Nadchodzą niczym letnia burza: sporo grzmotów i srogie lanie. Fotel lidera wydaje się być niezagrożony. Do końca rundy zasadniczej trzeciomajowcom pozostały trzy spotkania: z walczącymi o pierwszą ligę Spartanami i Lokatorem oraz z mierzącym wysoko Partyzantem. Wydaje się, że jedynie ostatni z wymienionych rywali jest w stanie stawić im czoło, jeśli jednak i on ulegnie, to znać już będziemy zapewne pierwszego finalistę...
Ale urok futbolu polega na tym, że nie zawsze wygrywają ci, którzy wygrać powinni. A tak właśnie sytuacja wygląda ze Spartaczem i to nie po raz pierwszy. Cóż, nazwa zobowiązuje. Po raz kolejny "kumaki" strzeliły sobie bramkę pozbawiającą ich punktów.
CHAOS - UNICORN 8:12 (3:4)
bramki: Tomek 5, Sado 2, Mati - Ziemek 5, Przemek 3, Adam 3, Trans
Jednorożec wyszedł cało z chaosu, okopuje się na trzeciej pozycji i przymierza do skoku na drugą. Jednak uda się to tylko w przypadku potknięcia partyzantów. A trzecią pozycję też trzeba będzie utrzymać, bo mają na nią chętkę spartacze. A jak wiemy z historii pojedynki Dawidów z Goliatami (w przypadku PE - ropuch z rumakami) bywają iście pasjonujące.
Natomiast Chaos musi zapanować całkowity, by chłopcy chaosu mogli wkroczyć na ścieżkę upragnionego play-off. Na pocieszenie zostaje im walka o pierwszą ligę, którą raczej trudno będzie im odebrać. Chociaż, kto wie...
Pamiętajcie o tym, co mawiał Antoś Piechniczek: nie ważne, kto wygrał mecz, ważne że mamy piłkę!
Hbrt
Z GRUbej rury: Z wizytą u Lokatora...
Spartacz to bez wątpienia kuźnia talentów. Talentów drugiej i trzeciej młodości. Oczywiście, jeśli przyjmiemy, że „talent” rozumiemy na tyle szeroko, by obejmowało przeciętnego Spartacza: dobijającego do trzydziestki niepozornego chłopaczka, który na pierwszy rzut oka może mieć tyle wspólnego ze sportem, ile arcybiskup Paetz (do którego były żołnierz Wehrmachtu a obecnie zwierzchnik kościoła katolickiego zwrócił się wczoraj słowami „czcigodny bracie”) z molestowaniem seksualnym. Niby nic, a jednak...
„Talent”, jak podaje Kopaliński, to „wybitne uzdolnienia specjalne do poczynań twórczych lub odtwórczych” i pochodzi od greckiego „talenton”, czyli „równowaga”. I to by się zgadzało... Nieraz już bowiem byłem świadkiem i uczestnikiem pomeczowych posiedzeń w knajpie lub w plenerze (w tych ostatnich celuje zwłaszcza Tolo, dla którego wieczór bez małpki za przystankiem w oczekiwaniu na ostatni nocny tudzież pierwszy poranny tramwaj jest wieczorem straconym), po którym nie utalentowany nie miałby prawa utrzymać się o własnych siłach na nogach, a pierwszy z brzegu utalentowany Spartacz nie tylko dotrze, gdzie ma dotrzeć, w postawie wyprostowanej, to jeszcze przed zaśnięciem zaparzy mocną herbatę z myślą o wyprawie przez niezmierzoną pustynię, w którą jego organizm wyruszy zaraz po otwarciu powiek...
Inna sprawa, że gdy następnego dnia uda mu się wreszcie trafić roztrzęsionym paluszkiem w ucho kubeczka, co samo w sobie jest już nie lada wyczynem porównywalnym może jedynie z nawleczeniem igły przez niewidomego, gdy już uda się zbliżyć go do spierzchniętych, zmarnowanych ust, to okazuje się, że kubeczek, owszem, jest pełny, ale nie earl greyem tylko rumiankiem z dwoma łyżeczkami soli...
Już u początków swej działalności Spartacz stanowił osobliwy konglomerat indywidualności nie potrafiących, na pozór, wpasować się w żaden racjonalny system gry, układ taktyczny. Zresztą „taktyka” to do dziś pojęcie wywołujące na twarzach Spartaczy głupkowaty uśmiech i wyraz tęsknoty za inteligencją. Chłopaki nabierają wtedy wody w usta, krztuszą się, pąsowieją i wreszcie wypluwają frazeologiczne perełki zasłyszane onegdaj w programie sportowym z udziałem Jacka Gmocha i jego zaczarowanego ołówka. Ale marzą. Oczyma wyobraźni widzą jak na ekranie ich komórek wyświetla się nieznany numer poprzedzony kierunkowym z Wielkiej Brytanii. W słuchawce zaraz odzywa się głos starszego pana o manchesterskim akcencie przeplatany mlaskiem żucia gumy. Yeah, yeah, yest sprawa, sprzedaliśmy Krystyna and szukamy zastępca. Are u interested, man? Yeah, good zarobki no i roczny zapas żelu w dressing room. It’s possible że będziesz grał z siódemką, yeah, yeah, like Cantona, Beckham, Krystyna...
Panie starszy, ser, znaczy się, panie Aleksie, no fajnie, fajnie, ale widzisz pan, ja mam jeszcze kontrakt ze Spartaczem, słyszał pan, nie? no więc to fajne chłopaki som, w lidze gramy, dopiero na półmetku jesteśmy i jeszcze parę ekip trza złoić, no a beze mnie to rady se nie dadzą, ja nie wiem, ja tam wolę być Scholesem czy Giggsem, no wiesz pan, całe życie w jednym klubie, padło na Spartacza i chyba tu zostanę, gdzieś pan był, kiedy miałem szesnaście lat, nie miałem klubu i zaczynałem pić...?
Głowy uciąć sobie nie dam, ale przed meczem z Lokatorem wszyscy mieliśmy zapewne podobne myśli. Po wysokim zwycięstwie nad Naprzodem Tyły w Spartaczu odżyła wiara we własne umiejętności i w to, że na koniec sezonu Makaron wypłaci jakąś przyzwoitą premię. Może być przelew. Do kufla. Mobilizowaliśmy się tym bardziej, że wśród kibiców Spartacza, w jej żeńskiej części, krążyły pogłoski o nieprzeciętnej urodzie i inteligencji Lokatorów. W związku z powyższym na Margarynie w minioną sobotę zjawiło się najwięcej sympatyków/sympatyczek piłki w całej historii Spartacza... Gdy Czarno-Zieloni rozciągali się i rozgrzewali, panie dyskretnie rozglądały się po całym boisku w poszukiwaniu naszego rywala. Gdy podbiegaliśmy do linii, pytały: A Lokatorzy będą, tak? Wreszcie przeciwnik zjawił się, przebrał w swe czarne stroje i... zaczęło się kibicowanie tyłkom, jak onegdaj ktoś nazwał damską odmianę fascynacji futbolem.
Ja nie wiem, czy to był przewrotny plan kibicek Spartacza, ale ich postawa wydobyła ze Spartaczy nieznane dotąd pokłady ambicji i sportowej złości. W tyle głowy pootwierały się zamknięte do tej pory furtki z tabliczką „Taktyka i strategia”. Wszyscy, jak jeden mąż, zaczęli nagle zapuszczać żurawia w owe nieznane dotąd rejony i otwierać gęby ze zdumienia, jakie skarby tam się chowały. Się, panie, porobiło... Nawet grający na stoperze O’Shea, o którym pieszczotliwe, acz daleko od niego, w formacjach ataku, mówi się O’Shołom, wspiął się na wyżyny nie tylko umiejętności, ale również boiskowej inteligencji. Chłopak był nie do przejścia. Już nie składał liter, lecz czytał grę, jakby alfabet taktyki piłkarskiej opanował jeszcze przed łacińskim. Dość powiedzieć, że Lokator przez cały mecz nie oddał ani jednego celnego strzału na bramkę, raz tylko uderzając w poprzeczkę. A co się działo z przodu... Gru miał dzień konia, jednonogiego, dodajmy zaraz, kontuzja bowiem jeszcze nie wyleczona, gra na pół gwizdka, acz z zaskakującym skutkiem. Do przerwy hat-trick a Spartacz prowadzi 4-0. Po zmianie stron, uzupełnieniu płynów i nikotyny w krwioobiegu Spartacz nie zwalnia tempa, spychając rywala na swoją połowę. Lokator wygodnie rozsiada się przed własnym polem karnym, serdecznie rozkłada ramiona na powitanie i zaprasza do złożenia wizyty w swoim nowym lokum. Spartacze pukają, pukają ale przez długi czas dopukać się nie mogą. Pukają w słupki, poprzeczki, w golenie oraz rękawice golkipera. Wreszcie wizyta dochodzi do skutku, raz, drugi, trzeci. Jest jeszcze karny dla Spartacza, ale gościnności nadużywać nie można...
Ostatecznie dopukali się: Gru 4, Kuba 2, Bart 1.
Postscriptum: Dziewczęta po meczu zostały ze Spartaczem...
Postscriptum 2: W sobotę 27 czerwca mecz z 3Maja, najbardziej zaawansowaną wiekowo drużyną PE. Zaprosiliśmy mamy, ciocie, babki...
Gru
A propos: Lokator też ma swoją stronę, nie jest ona w całości co prawda poswięcona piłce nożnej, ale jest. (Link na pasku)
Wiadomość z ostatniej chwili! W Partyzancie lawinowo przybywa potomków! Dziś ojcem został Masakra! Gratulujemy córki Zosi! Inne drużyny bierzcie się do roboty bo w tabeli urodzeń (licząc tylko trwającą edycję PE) prowadzi Partyzant (2) przed 3go Maja (1) Mimo to, Partyzanci rozegrają swój jutrzejszy mecz planowo a w składzie nie zabraknie szczęśliwego ojca - zanosi się więc na kolejną "kołyskę":)
Hbrt
„Talent”, jak podaje Kopaliński, to „wybitne uzdolnienia specjalne do poczynań twórczych lub odtwórczych” i pochodzi od greckiego „talenton”, czyli „równowaga”. I to by się zgadzało... Nieraz już bowiem byłem świadkiem i uczestnikiem pomeczowych posiedzeń w knajpie lub w plenerze (w tych ostatnich celuje zwłaszcza Tolo, dla którego wieczór bez małpki za przystankiem w oczekiwaniu na ostatni nocny tudzież pierwszy poranny tramwaj jest wieczorem straconym), po którym nie utalentowany nie miałby prawa utrzymać się o własnych siłach na nogach, a pierwszy z brzegu utalentowany Spartacz nie tylko dotrze, gdzie ma dotrzeć, w postawie wyprostowanej, to jeszcze przed zaśnięciem zaparzy mocną herbatę z myślą o wyprawie przez niezmierzoną pustynię, w którą jego organizm wyruszy zaraz po otwarciu powiek...
Inna sprawa, że gdy następnego dnia uda mu się wreszcie trafić roztrzęsionym paluszkiem w ucho kubeczka, co samo w sobie jest już nie lada wyczynem porównywalnym może jedynie z nawleczeniem igły przez niewidomego, gdy już uda się zbliżyć go do spierzchniętych, zmarnowanych ust, to okazuje się, że kubeczek, owszem, jest pełny, ale nie earl greyem tylko rumiankiem z dwoma łyżeczkami soli...
Już u początków swej działalności Spartacz stanowił osobliwy konglomerat indywidualności nie potrafiących, na pozór, wpasować się w żaden racjonalny system gry, układ taktyczny. Zresztą „taktyka” to do dziś pojęcie wywołujące na twarzach Spartaczy głupkowaty uśmiech i wyraz tęsknoty za inteligencją. Chłopaki nabierają wtedy wody w usta, krztuszą się, pąsowieją i wreszcie wypluwają frazeologiczne perełki zasłyszane onegdaj w programie sportowym z udziałem Jacka Gmocha i jego zaczarowanego ołówka. Ale marzą. Oczyma wyobraźni widzą jak na ekranie ich komórek wyświetla się nieznany numer poprzedzony kierunkowym z Wielkiej Brytanii. W słuchawce zaraz odzywa się głos starszego pana o manchesterskim akcencie przeplatany mlaskiem żucia gumy. Yeah, yeah, yest sprawa, sprzedaliśmy Krystyna and szukamy zastępca. Are u interested, man? Yeah, good zarobki no i roczny zapas żelu w dressing room. It’s possible że będziesz grał z siódemką, yeah, yeah, like Cantona, Beckham, Krystyna...
Panie starszy, ser, znaczy się, panie Aleksie, no fajnie, fajnie, ale widzisz pan, ja mam jeszcze kontrakt ze Spartaczem, słyszał pan, nie? no więc to fajne chłopaki som, w lidze gramy, dopiero na półmetku jesteśmy i jeszcze parę ekip trza złoić, no a beze mnie to rady se nie dadzą, ja nie wiem, ja tam wolę być Scholesem czy Giggsem, no wiesz pan, całe życie w jednym klubie, padło na Spartacza i chyba tu zostanę, gdzieś pan był, kiedy miałem szesnaście lat, nie miałem klubu i zaczynałem pić...?
Głowy uciąć sobie nie dam, ale przed meczem z Lokatorem wszyscy mieliśmy zapewne podobne myśli. Po wysokim zwycięstwie nad Naprzodem Tyły w Spartaczu odżyła wiara we własne umiejętności i w to, że na koniec sezonu Makaron wypłaci jakąś przyzwoitą premię. Może być przelew. Do kufla. Mobilizowaliśmy się tym bardziej, że wśród kibiców Spartacza, w jej żeńskiej części, krążyły pogłoski o nieprzeciętnej urodzie i inteligencji Lokatorów. W związku z powyższym na Margarynie w minioną sobotę zjawiło się najwięcej sympatyków/sympatyczek piłki w całej historii Spartacza... Gdy Czarno-Zieloni rozciągali się i rozgrzewali, panie dyskretnie rozglądały się po całym boisku w poszukiwaniu naszego rywala. Gdy podbiegaliśmy do linii, pytały: A Lokatorzy będą, tak? Wreszcie przeciwnik zjawił się, przebrał w swe czarne stroje i... zaczęło się kibicowanie tyłkom, jak onegdaj ktoś nazwał damską odmianę fascynacji futbolem.
Ja nie wiem, czy to był przewrotny plan kibicek Spartacza, ale ich postawa wydobyła ze Spartaczy nieznane dotąd pokłady ambicji i sportowej złości. W tyle głowy pootwierały się zamknięte do tej pory furtki z tabliczką „Taktyka i strategia”. Wszyscy, jak jeden mąż, zaczęli nagle zapuszczać żurawia w owe nieznane dotąd rejony i otwierać gęby ze zdumienia, jakie skarby tam się chowały. Się, panie, porobiło... Nawet grający na stoperze O’Shea, o którym pieszczotliwe, acz daleko od niego, w formacjach ataku, mówi się O’Shołom, wspiął się na wyżyny nie tylko umiejętności, ale również boiskowej inteligencji. Chłopak był nie do przejścia. Już nie składał liter, lecz czytał grę, jakby alfabet taktyki piłkarskiej opanował jeszcze przed łacińskim. Dość powiedzieć, że Lokator przez cały mecz nie oddał ani jednego celnego strzału na bramkę, raz tylko uderzając w poprzeczkę. A co się działo z przodu... Gru miał dzień konia, jednonogiego, dodajmy zaraz, kontuzja bowiem jeszcze nie wyleczona, gra na pół gwizdka, acz z zaskakującym skutkiem. Do przerwy hat-trick a Spartacz prowadzi 4-0. Po zmianie stron, uzupełnieniu płynów i nikotyny w krwioobiegu Spartacz nie zwalnia tempa, spychając rywala na swoją połowę. Lokator wygodnie rozsiada się przed własnym polem karnym, serdecznie rozkłada ramiona na powitanie i zaprasza do złożenia wizyty w swoim nowym lokum. Spartacze pukają, pukają ale przez długi czas dopukać się nie mogą. Pukają w słupki, poprzeczki, w golenie oraz rękawice golkipera. Wreszcie wizyta dochodzi do skutku, raz, drugi, trzeci. Jest jeszcze karny dla Spartacza, ale gościnności nadużywać nie można...
Ostatecznie dopukali się: Gru 4, Kuba 2, Bart 1.
Postscriptum: Dziewczęta po meczu zostały ze Spartaczem...
Postscriptum 2: W sobotę 27 czerwca mecz z 3Maja, najbardziej zaawansowaną wiekowo drużyną PE. Zaprosiliśmy mamy, ciocie, babki...
Gru
A propos: Lokator też ma swoją stronę, nie jest ona w całości co prawda poswięcona piłce nożnej, ale jest. (Link na pasku)
Wiadomość z ostatniej chwili! W Partyzancie lawinowo przybywa potomków! Dziś ojcem został Masakra! Gratulujemy córki Zosi! Inne drużyny bierzcie się do roboty bo w tabeli urodzeń (licząc tylko trwającą edycję PE) prowadzi Partyzant (2) przed 3go Maja (1) Mimo to, Partyzanci rozegrają swój jutrzejszy mecz planowo a w składzie nie zabraknie szczęśliwego ojca - zanosi się więc na kolejną "kołyskę":)
Hbrt
środa, 24 czerwca 2009
Pytanie o wakacje
Od kilku dni mamy lato, co prawda nie rozpieszcza nas ono za bardzo, ale już przywodzi myśli o wyjazdach i leżeniu na plaży do góry brzuchem. Dla wielu z nas jest to czas powrotu do domu rodzinnego, po dziesięciu miesiącach studenckiego piekiełka czeka nas zacisze domowego czyśćca oraz letnie wypady w rajskie zakątki świata!
A nasza liga zapada w letni sen...
W związku z powyższym zarządza się co następuje:
1. gramy dopóki mamy skład
2. nigdzie się nam nie spieszy
3. na listę w komentarzach wpisują się ekipy, które w lato grać będą nie mogły - po to, abyśmy nieopatrznie jakiegoś walkowera nie przyznali.
4. a propos walkowerów - ekipy AnarchoKomu i ZZK proszone są o "nadgonienie" jednej kolejki, bo zaczynają wyraźniej odstawać od czołówki.
5. Czas na rozegranie reszty spotkań rundy zasadniczej będzie również na przełomie września i października.
W razie wątpliwości wszystkie pytania i zastrzeżenia należy kierować na adres PE.
W sprawie play-off i miejsca ich rozgrywania przyjmujemy nast. zasady:
1. Mecze rozgrywane są na obu boiskach (Margaryna - Korona) a drużyna wyżej postawiona decyduje o kolejności boisk.
2. Jeżeli zainteresowane drużyny zadecydują inaczej (możliwe są wówczas dwa spotkania na Margarynie lub dwa na Koronie)
3. Finał wraz z meczem o trzecie miejsce rozegrane zostaną na Koronie.
Hubert
niedziela, 21 czerwca 2009
Deszczowy dreszczowiec
UNICORN - PARTYZANT 3:3 (2:1)
bramki: Przemek, Ziemek, Piotrek (młody) - Artek, Koza 2
Galeria świetnych zdjęć autorstwa Bartka z FC Zioma do obejrzenia na blogu Partyzanta. Polecamy!
Szumnie zapowiadane spotkanie mistrza z wicemistrzem PE było takie, jakie być powinno - pełne walki, błędów, emocji, pięknych bramek i zwrotów akcji. Niestety nie wyłoniło zwycięzcy. Padł zasłużony remis.
Dla statystycznej jasności i w odpowiedzi na popularne hasło "Partyzant jeszcze nigdy nie wygrał z Unicornem" uporządkuję: obie drużyny w edycjach PE rozegrały ze sobą trzy spotkania, pierwsze wygrał Unicorn, a w dwóch ostatnich zwycięzca nie został wyłoniony - a to znaczy, że Unicorn też od długiego czasu nie wygrał z Partyzantem.
Na trybunach zasiedli przedstawiciele najznamienitszych klubów PE, m.in. 3go Maja i FC Zioma.
Pojedynki niebieskich z czerwonymi mają swoją tradycyjną otoczkę: rozgrywane są w niedzielne deszczowe popołudnia, a na każde kolejne spotkanie Unicorn szykuje nowego, lepszego golkipera - tak było i tym razem.
Jednorożcy zagrali bez Bartka i Konrada - swoich podstawowych zawodników (ogromnym osłabieniem jest zwłaszcza brak drugiego z nich - najlepszego pomocnika I edycji PE). Partyzant wystąpił w swoim najsilniejszym składzie, jednak niewielka liczba graczy przeciwnika sprawiła, że partyzancka ławka wydłużyła się niebywale a zmian było co niemiara.
Zaczęło się od mocnego uderzenia - po pięciu minutach Król Artur rozkłada na łopatki swoim strzałem nowego, galaktycznego bramkarza jednorożców - 1:0 dla czerwonych. Potem gra się wyrównała, zaś w ostatnich 10 minutach pierwszej połowy Unicorn nacisnął z niebywałą siłą. Wrzut z autu w pole karne, główkuje Przemek, mokra piłka tańczy na rękawicach partyzanckiego bramkarza i ląduje w siatce (na zdj. powyżej).
Kilka chwil później, długie podanie z głębi pola - futbolówka mija wszystkich obrońców czerwonych koszul i ląduje na spuście Ziemka, a ten nie marnuje takich okazji! 2:1! Chwilę potem przerwa.
Na drugą połowę Partyzanci wychodzą nieco inaczej ustawieni i gra zaczyna wyglądać coraz lepiej z ich strony. W pewnym momencie byliśmy świadkami niesamowitej wymiany ciosów - niczym w spotkaniach Liverpoolu z Manchesterem - obie drużyny napierały na bramkę rywala, ale w tym okresie gry to czerwoni wykazali się lepszą skutecznością. Gra zaczęła się "kleić" z przodu a wszystkim przypomniał o sobie Koza, dwa razy pokonując golkipera niebieskich - za drugim razem galaktyczny bramkarz musiał przełknąć gorzką piłkę między nogami.
Ale jak to w spotkaniu na szczycie - cios za cios - trzy minuty przed końcem, wrzut z autu w pole karne Partyzanta, Przemek podbija piłkę głową, ta lobuje złapanego w pół drogi mnie i z wielką pasją zostaje wbita do pustej bramki przez Piotrka. 3:3!
Partyzanci wykonują potem jeszcze dwa rzuty rożne lecz wynik nie ulega już zmianie.
Obie drużyny schodzą z boiska z mieszanymi uczuciami: niedosytem, niedowierzaniem pełni gorzkiej radości albo też słodkiego zawodu - taki jest właśnie futbol, na tym polega jego siła i piękno. Może trochę mnie poniosło, ale ciągle jeszcze nie mogę się otrząsnąć...
Hubert
PS. Podziękowania dla wszystkich za dobre widowisko i grę naprawdę fair. Dzięki też dla Barteza za zdjęcia - wszystkie są już dostępne na partyzanckim blogu.
Kilka bezstronnych opinii na temat tego meczu znajdziecie też na naszym Forum w rybryce Mecze i wyniki.
SPARTACZ - LOKATOR 7:0
bramki: Gru 4, Kuba 2, Bart
Przebudzenie Tytanów
Tytani - Naprzód Tyły 3:0 (1:0)
bramki: Szymek, Pągo x2
Mecz pomiędzy Tytanami a Naprzód Tyły dla tych pierwszych był meczem o wszystko. Nie mogli sobie oni pozwolić na kolejną porażkę w tym sezonie, która przekreślałaby praktycznie szanse na utrzymanie się w lidze. Mając to na uwadze, już od pierwszych minut postanowili zaatakować przeciwnika, stwarzając dosyć groźne sytuacje. Pierwsza połowa kończy się wynikiem 1:0 dla Tytanów. Pamiętając analogiczną sytuację z poprzedniego meczu (prowadzenie po pierwszej połowie), gracze w czarno różowych strojach w pełnej koncentracji wyszli na drugą część spotkania. Gra pressingiem, brak błędów w obronie oraz dobrze współpracująca formacja ofensywna były kluczem do sukcesu tego niedzielnego, pochmurnego dnia. Mecz zakończony wynikiem 3:0 pozwolił Tytanom z powodzeniem spoglądać w przyszłość (w której to już widać czerwone koszulki).
P.S. Dziękujemy drużynie przeciwnej za mecz, który toczył się w duchu fair play
Radison
bramki: Szymek, Pągo x2
Mecz pomiędzy Tytanami a Naprzód Tyły dla tych pierwszych był meczem o wszystko. Nie mogli sobie oni pozwolić na kolejną porażkę w tym sezonie, która przekreślałaby praktycznie szanse na utrzymanie się w lidze. Mając to na uwadze, już od pierwszych minut postanowili zaatakować przeciwnika, stwarzając dosyć groźne sytuacje. Pierwsza połowa kończy się wynikiem 1:0 dla Tytanów. Pamiętając analogiczną sytuację z poprzedniego meczu (prowadzenie po pierwszej połowie), gracze w czarno różowych strojach w pełnej koncentracji wyszli na drugą część spotkania. Gra pressingiem, brak błędów w obronie oraz dobrze współpracująca formacja ofensywna były kluczem do sukcesu tego niedzielnego, pochmurnego dnia. Mecz zakończony wynikiem 3:0 pozwolił Tytanom z powodzeniem spoglądać w przyszłość (w której to już widać czerwone koszulki).
P.S. Dziękujemy drużynie przeciwnej za mecz, który toczył się w duchu fair play
Radison
Szarańcza bije Promil
Szarańcza - FC Promil 6-1
Bramki Szymek M 3, Tomek L 2, Mateusz P 1 - Kondzio
W niedzielny poranek mimo straszacej przez ostatnie dni aury udalo sie rozegrac mecz miedzy Szarancza a FC Promil. Druzyna Promila wykazala poraz kolejny slusznosc wlasnej nazwy- polowa skladu nie dotarla, bramkarz dzwoni ze dojedzie bo wstal 10 minut przed ustalona godzina meczu... ostatecznie do poczatku drugiej polowy (zaczelismy mecz z poslizgiem) zawodnikow FC Promil bylo 6-sciu, wiec korzystajac z uprzejmosci szaranczy na mecz zostal zakontraktowany zawodnik chaosu (dzieki chlopaki za pomoc). Ale nawet taki zastrzyk sil nic nie pomogl- do przerwy 4-0 dla szaranczy mimo dzielnej gry zespolu FC Promil. Druga polowa byla o wiele bardziej wyrownana, mimo szybkiego podwyzszenia na 5-0 udalo sie strzelic bramke honorowa, po ladnym uderzeniu z dystansu. Jednak szarancza na 4 minuty przed koncem popisala sie jeszcze piekniejsza bramka po rzucie roznym, co rozdraznilo tylko Promil - w ostatnich 2 minutach powinny pasc 2 bramki dla FCP(tym jedna autorstwa nizej podpisanego...), jednak za kazdym razem na drodze stawal bardzo dobrze dysponowany bramkarz... Nic, powodzenia dla szaranczy w play-off! watpie by ktos ich powstrzymal.
Yaro(FC Promil)
Bramki Szymek M 3, Tomek L 2, Mateusz P 1 - Kondzio
W niedzielny poranek mimo straszacej przez ostatnie dni aury udalo sie rozegrac mecz miedzy Szarancza a FC Promil. Druzyna Promila wykazala poraz kolejny slusznosc wlasnej nazwy- polowa skladu nie dotarla, bramkarz dzwoni ze dojedzie bo wstal 10 minut przed ustalona godzina meczu... ostatecznie do poczatku drugiej polowy (zaczelismy mecz z poslizgiem) zawodnikow FC Promil bylo 6-sciu, wiec korzystajac z uprzejmosci szaranczy na mecz zostal zakontraktowany zawodnik chaosu (dzieki chlopaki za pomoc). Ale nawet taki zastrzyk sil nic nie pomogl- do przerwy 4-0 dla szaranczy mimo dzielnej gry zespolu FC Promil. Druga polowa byla o wiele bardziej wyrownana, mimo szybkiego podwyzszenia na 5-0 udalo sie strzelic bramke honorowa, po ladnym uderzeniu z dystansu. Jednak szarancza na 4 minuty przed koncem popisala sie jeszcze piekniejsza bramka po rzucie roznym, co rozdraznilo tylko Promil - w ostatnich 2 minutach powinny pasc 2 bramki dla FCP(tym jedna autorstwa nizej podpisanego...), jednak za kazdym razem na drodze stawal bardzo dobrze dysponowany bramkarz... Nic, powodzenia dla szaranczy w play-off! watpie by ktos ich powstrzymal.
Yaro(FC Promil)
sobota, 20 czerwca 2009
Jak Ziom z ciemnego nieba
FC Ziom - Browar 13:0
Przytłaczające zwycięstwo odniósł FC Ziom nad Browarem. Browar na deszczu, jak wiadomo, nie smakuje najlepiej, bo szybko się rozrzedza i traci moc. Ziomy pozostają jedną z trzech drużyn bez porażki a ich superstrzelec Kale z 17 bramkami umocnił się na czele listy najlepszych strzelców.
Bramki: Kale 5, Lexiu 2, Pablo 2, Mi 1, Kamil 1, Piter 1, Szymek 1 (karny
Lanie Browara (8zł / h)
Lanie Browara to przyjemne zajęcie. Nie narobisz się, niezależnie czy leje czy świeci słońce jest przyjazna i miła atmosfera, poznasz kogoś, zawsze coś się dzieje.
Dziś lało. Ekipa Browara stawiła się podobno bez bramkarza, a to – jak się okazało – było poważnym uszczerbkiem dla dobra zespołu. Bramki dziś strzelał tylko Ziom. Na szczególną uwagę zasługuje gol Lexia, który widząc pustą bramkę uderzył piłkę z głębi własnej połowy, a ta odbijając się raz od murawy uderzyła 3 razy w poprzeczkę, 4 razy w prawy słupek, po czym wylądowała w samym okienku bramki (kamerka ustawiona w górnym rogu bramki uderzona przekrzywiła się, po czym spadła na ziemię, co można zobaczyć na powtórce). Mimo szerokiej kadry Zioma i częstych zmian, ucierpiał niestety w spotkaniu Mi, który prawdopodobnie nie zagra w najbliższych meczach. Gra toczyła się w deszczowych warunkach, jednak w duchu fair play, bez fauli i żadnych spięć. Jak to zwykle przeciwko Browarom. Na początku drugiej połowy Browar grał uważnie w defensywie, nie pozwalając na jakiś czas rozwinąć skrzydeł naszej ekipie.
W przerwie między laniem Browara nie brakowało atrakcji. Bramkarz Zioma niesamowicie pochopnie i lekkomyślnie umieścił jedyną piłkę na drzewie, co opóźniło rozpoczęcie drugiej połowy spotkania. Kilkunastu zawodników siłowało się z naturą imając się różnych sposobów. Ostatecznie siła 3 par ramion przeważyła nad siłą ogromnego mocarnego drzewa, które potrząsane upuściło piłkę na ziemię. Kompromitujące drużynę FCZ materiały w międzyczasie kręcił z ukrytej kamery Browar. Jak to w dzisiejszym świecie młodzież – pewnie znajdziemy je na jutjubie lub innym internecie.
Browar niezależnie od pogody, niezależnie od dyspozycji, nie ważne czy lany czy w butelkach – zawsze jest sympatyczny. Wszystkie Ziomy lubią browar – nie ma to jak ławka, bloki i relaksujący bronx.
Dziękujemy za podjęcie gry w niesprzyjających warunkach, wzorową grę fair play i życzymy zwycięstw w kolejnych meczach!
z pozdrowieniami
Kasia : * FC Ziom
Przytłaczające zwycięstwo odniósł FC Ziom nad Browarem. Browar na deszczu, jak wiadomo, nie smakuje najlepiej, bo szybko się rozrzedza i traci moc. Ziomy pozostają jedną z trzech drużyn bez porażki a ich superstrzelec Kale z 17 bramkami umocnił się na czele listy najlepszych strzelców.
Bramki: Kale 5, Lexiu 2, Pablo 2, Mi 1, Kamil 1, Piter 1, Szymek 1 (karny
Lanie Browara (8zł / h)
Lanie Browara to przyjemne zajęcie. Nie narobisz się, niezależnie czy leje czy świeci słońce jest przyjazna i miła atmosfera, poznasz kogoś, zawsze coś się dzieje.
Dziś lało. Ekipa Browara stawiła się podobno bez bramkarza, a to – jak się okazało – było poważnym uszczerbkiem dla dobra zespołu. Bramki dziś strzelał tylko Ziom. Na szczególną uwagę zasługuje gol Lexia, który widząc pustą bramkę uderzył piłkę z głębi własnej połowy, a ta odbijając się raz od murawy uderzyła 3 razy w poprzeczkę, 4 razy w prawy słupek, po czym wylądowała w samym okienku bramki (kamerka ustawiona w górnym rogu bramki uderzona przekrzywiła się, po czym spadła na ziemię, co można zobaczyć na powtórce). Mimo szerokiej kadry Zioma i częstych zmian, ucierpiał niestety w spotkaniu Mi, który prawdopodobnie nie zagra w najbliższych meczach. Gra toczyła się w deszczowych warunkach, jednak w duchu fair play, bez fauli i żadnych spięć. Jak to zwykle przeciwko Browarom. Na początku drugiej połowy Browar grał uważnie w defensywie, nie pozwalając na jakiś czas rozwinąć skrzydeł naszej ekipie.
W przerwie między laniem Browara nie brakowało atrakcji. Bramkarz Zioma niesamowicie pochopnie i lekkomyślnie umieścił jedyną piłkę na drzewie, co opóźniło rozpoczęcie drugiej połowy spotkania. Kilkunastu zawodników siłowało się z naturą imając się różnych sposobów. Ostatecznie siła 3 par ramion przeważyła nad siłą ogromnego mocarnego drzewa, które potrząsane upuściło piłkę na ziemię. Kompromitujące drużynę FCZ materiały w międzyczasie kręcił z ukrytej kamery Browar. Jak to w dzisiejszym świecie młodzież – pewnie znajdziemy je na jutjubie lub innym internecie.
Browar niezależnie od pogody, niezależnie od dyspozycji, nie ważne czy lany czy w butelkach – zawsze jest sympatyczny. Wszystkie Ziomy lubią browar – nie ma to jak ławka, bloki i relaksujący bronx.
Dziękujemy za podjęcie gry w niesprzyjających warunkach, wzorową grę fair play i życzymy zwycięstw w kolejnych meczach!
z pozdrowieniami
Kasia : * FC Ziom
czwartek, 18 czerwca 2009
FC Na Miasteczku - FC Promil 4:1
Ekipa FC Na Miasteczku pewnie wygrała mecz, który wygrać musiała, aby myśleć o awansie do play-off. Zwycięstwo nad (zapewne tymczasowym jedynie) outsiderem FC Promil umacnia "chłopaków z miasta" na czwartej pozycji, premiowanej wejściem do ćwierćfinału.
Bramki - FCNM Jacek 2, Grzesiek, Wojtek - FC Promil Bagi
Koza
Bramki - FCNM Jacek 2, Grzesiek, Wojtek - FC Promil Bagi
Koza
Z GRUbej rury: Acz z łezką w oku...
Kolejny tekst w naszym literackim cyklu, tym razem bardzo luźno związany z ostatnim meczem Spartacza...
Był rok 1994, kończyłem siódmą klasę podstawówki, wybiegałem ze szkoły zaraz po lekcjach, zaraz po religii, na której ksiądz udowadniał tezę, że niedawno zmarły Kurt Cobain to wcielenie zła, brał się za teksty lidera Nirvany i dukając łamaną angielszczyzną tłumaczył skomplikowane metafory. Za każdą z nich stał szatan, namawiający uczniów SP 18 w Bielsku-Białej do samobójstwa, lub, co gorsza, do wstąpienia w szeregi Amwaya... Jeśli nic takiego nie wynikało z tekstu wprost, należało kasetę puścić od końca, czego co prawda nie można zrobić w szkole, bo nie ma odpowiedniego sprzętu, ale daję wam dzieci słowo, sprawdziłem u siebie, na plebani...
Ja po tych lekcjach wybiegałem w słoneczne wczesne popołudnie, po pięciu minutach przekręcałem klucz w zamku, otwierałem drzwi mieszkania i siadałem przed telewizorem. O 15 startowała dwójka, rozpoczynająca swój codzienny program od trzech teledysków ściągniętych z MTV, trzech teledysków jednego wykonawcy. Tamtego lata co drugi dzień była to Nirvana, no więc siedziałem i chłonąłem całym sobą „Smells like teen spirit”, „In bloom” i „Heart shaped box”. Potem stawałem przed lustrem, sprawdzałem czy wszystko w porządku, czy moja fizys pozostała w niezmienionym kształcie, bez wyrastających z głowy rogów ani innych kopytek, no i czy mi się nie zbiera przypadkiem na samobója...
We wrześniu rodzice zapisali się do Amwaya...
Ale wcześniej trochę, w wakacje, pojechałem do dziadka. Na dwa albo trzy tygodnie. Całe 12 przystanków dalej. Mówię: do dziadka, a po prawdzie: do dziadka, babci i wujka, który z nimi mieszkał. I nie byłoby w tym nic interesującego, gdyby nie to, że wujek był piłkarzem trzecioligowego (przez chwilę) BBTS-u Włókniarz Bielsko-Biała. W dodatku zatrudnionym na etat na stadionie. Na którym spędzałem całe wakacje, w pełnym słońcu, osiem godzin, sam na sam z piłką. W weekendy jeździliśmy na sparingi. Klubowym autokarem, ja z dziadkiem i z całą kadrą BBTS-u.
Do dziś pamiętam niemal pół składu z legendarnym Nolką na bramce, który miał tak aksamitny głos, że gdy krzyczał na meczu „Wyjazd!!!” to kibice przeciwnika w panice zbierali się do wyjścia... z Pruskim w ataku, który, gdy już stawał z bramkarzem oko w oko, to czekał aż wrócą obrońcy, by ich jeszcze raz przedryblować i umieścić piłkę w bramce między nogami golkipera... wreszcie z mym wujkiem, prawym lub środkowym pomocnikiem, kręcącym piłkę z wolnych to w lewą, to w prawą stronę... Jechaliśmy do Dankowic na mecz z miejscowym Pasjonatem, utrzymującym się w środku tabeli okręgówki, i choć to ledwie kilkanaście kilometrów (które sześć lat później pokonałem wraz z kumplem na nogach, na wielkim, wszechogarniającym kacu, nad ranem, po tym jak zostaliśmy wyrzuceni z domu i zwyzywani od narkomanów przez matkę dziewczynki, która nas zaprosiła do siebie sobotnim wieczorem) to zatrzymywaliśmy się przy mijanych zajazdach przynajmniej dwukrotnie. Drzwi rozsuwały się a na plac parkingowy wysypywała się kadra bielskiej drużyny z jęzorami do ziemi i zaraz znikała w drzwiach zajazdu. Ja z dziadkiem, trenerem i kierowcą zostawaliśmy w autobusie, panowie rozmawiali o taktyce na mecz, ewentualnych zmianach i roszadach, ja sprawdzałem czy moje korki świecą się jak psu jaja, na wszelki wypadek, nigdy nic nie wiadomo... Chłopaki wracali po kilku minutach, wyraźnie zadowoleni, rozluźnieni, ruszaliśmy w dalszą drogę. Pamiętam, że mecz rozpoczął się z ponad półgodzinnym opóźnieniem, z dziadkiem siedzieliśmy na trybunach, które okupowało jeszcze może z kilkadziesiąt osób. Piłkarze Pasjonata rozgrzani już byli jak lider przegadanej, bluesowej formacji, gdy na boisko wyszedł pierwszy zawodnik BBTS-u. Mój wujek. Wyszedł i stał. Oglądał się za siebie, gdzie reszta, ale nikt więcej z tunelu nie wychodził. Podnosił kolana, wymachiwał rękoma, podskakiwał. Widać było, że nie bardzo wie, o co chodzi, ale głupio było teraz zejść z boiska i wrócić do szatni. Kibice miejscowych już się niecierpliwili. Co jest dziadu pieroński, gdzie masz resztę, tchórzycie, co? pieklił się starszy pan obok dziadka.
Robiło się nudnawo. Na boisku nie było na co patrzeć, spojrzałem więc za boisko, na jego przeciwną stronę, gdzie tuż za linią końcową wznosił się pagórek tworzący naturalną trybunę. Na jego szczycie rosło drzewo, pod którym zaraz rozłożyło się dwóch miejscowych. Patrzyłem tam, bo nie było na co patrzeć tu. Panowie wyciągnęli zaraz z reklamówki i jechali z gwinta, raz po raz rzucając tylko okiem na to, co się dzieje na boisku. Zazdrościłem im. Ja tu w pełnym słońcu, oni w cudownym cieniu, ja o suchym pysku, oni z pełną butelką. I zaraz drugą. Dziadek, a ci tam to co? Eee, synek, to pierońskie kopidoły, huncwoty jedne, winko robią, ty lepiej mecz oglądaj a nimi się nie interesuj. I wtedy pojąłem. Ich zielona trawka była bardziej zielona od tej na boisku, ich emocje większe od moich. Łączyli się z naturą, w naturze, rzucając niekiedy tylko lekceważące spojrzenia w kierunku tych, którzy kulturalnie się kopali na murawie. Górowali nade mną, nad nami wszystkimi. Domyślałem się, że tak samo uważają chłopaki z klubu, którzy tę całą naturę sprowadzają, co prawda, jeno do tych atrybutów, ale liczy się przecież zamysł. Dziadek też patrzył z tęsknotą w tamtym kierunku, bo na boisko patrzeć się nie dało... I mimo że różniliśmy się tak bardzo: ja w tamtym czasie byłem jeszcze przed pierwszym takim spotkaniem z naturą, w naturze, dziadek już definitywnie po ostatnim, to podejrzewam, że z tego całego wyjazdu obaj zapamiętaliśmy tylko tyle: tych dwóch pasjonatów popołudni na łączce, pod rozłożystym drzewem, głęboko w zacienionym miejscu mających poczynania miejscowego Pasjonata...
Co ma tamto wydarzenie wspólnego z ostatnim meczem Spartacza przeciw Naprzodowi Tyły? Ano, wbrew pozorom, wiele. Przede wszystkim to, że zarówno o meczu BBTS-u jak i Spartacza nie mogę wiele powiedzieć, obu bowiem nie widziałem, mimo że na tym pierwszym byłem. Mogę tylko podać wyniki. BBTS – Pasjonat Dankowice 1-1. Spartacz – Naprzód Tyły 10-1.
Gru
Z innej beczki: Tytani mają swoją stronę internetową, można sobie ją pooglądać klikając w rubryce Nasze Strony na nazwę drużyny(na pasku po prawej stronie ekranu).
Hbrt
Był rok 1994, kończyłem siódmą klasę podstawówki, wybiegałem ze szkoły zaraz po lekcjach, zaraz po religii, na której ksiądz udowadniał tezę, że niedawno zmarły Kurt Cobain to wcielenie zła, brał się za teksty lidera Nirvany i dukając łamaną angielszczyzną tłumaczył skomplikowane metafory. Za każdą z nich stał szatan, namawiający uczniów SP 18 w Bielsku-Białej do samobójstwa, lub, co gorsza, do wstąpienia w szeregi Amwaya... Jeśli nic takiego nie wynikało z tekstu wprost, należało kasetę puścić od końca, czego co prawda nie można zrobić w szkole, bo nie ma odpowiedniego sprzętu, ale daję wam dzieci słowo, sprawdziłem u siebie, na plebani...
Ja po tych lekcjach wybiegałem w słoneczne wczesne popołudnie, po pięciu minutach przekręcałem klucz w zamku, otwierałem drzwi mieszkania i siadałem przed telewizorem. O 15 startowała dwójka, rozpoczynająca swój codzienny program od trzech teledysków ściągniętych z MTV, trzech teledysków jednego wykonawcy. Tamtego lata co drugi dzień była to Nirvana, no więc siedziałem i chłonąłem całym sobą „Smells like teen spirit”, „In bloom” i „Heart shaped box”. Potem stawałem przed lustrem, sprawdzałem czy wszystko w porządku, czy moja fizys pozostała w niezmienionym kształcie, bez wyrastających z głowy rogów ani innych kopytek, no i czy mi się nie zbiera przypadkiem na samobója...
We wrześniu rodzice zapisali się do Amwaya...
Ale wcześniej trochę, w wakacje, pojechałem do dziadka. Na dwa albo trzy tygodnie. Całe 12 przystanków dalej. Mówię: do dziadka, a po prawdzie: do dziadka, babci i wujka, który z nimi mieszkał. I nie byłoby w tym nic interesującego, gdyby nie to, że wujek był piłkarzem trzecioligowego (przez chwilę) BBTS-u Włókniarz Bielsko-Biała. W dodatku zatrudnionym na etat na stadionie. Na którym spędzałem całe wakacje, w pełnym słońcu, osiem godzin, sam na sam z piłką. W weekendy jeździliśmy na sparingi. Klubowym autokarem, ja z dziadkiem i z całą kadrą BBTS-u.
Do dziś pamiętam niemal pół składu z legendarnym Nolką na bramce, który miał tak aksamitny głos, że gdy krzyczał na meczu „Wyjazd!!!” to kibice przeciwnika w panice zbierali się do wyjścia... z Pruskim w ataku, który, gdy już stawał z bramkarzem oko w oko, to czekał aż wrócą obrońcy, by ich jeszcze raz przedryblować i umieścić piłkę w bramce między nogami golkipera... wreszcie z mym wujkiem, prawym lub środkowym pomocnikiem, kręcącym piłkę z wolnych to w lewą, to w prawą stronę... Jechaliśmy do Dankowic na mecz z miejscowym Pasjonatem, utrzymującym się w środku tabeli okręgówki, i choć to ledwie kilkanaście kilometrów (które sześć lat później pokonałem wraz z kumplem na nogach, na wielkim, wszechogarniającym kacu, nad ranem, po tym jak zostaliśmy wyrzuceni z domu i zwyzywani od narkomanów przez matkę dziewczynki, która nas zaprosiła do siebie sobotnim wieczorem) to zatrzymywaliśmy się przy mijanych zajazdach przynajmniej dwukrotnie. Drzwi rozsuwały się a na plac parkingowy wysypywała się kadra bielskiej drużyny z jęzorami do ziemi i zaraz znikała w drzwiach zajazdu. Ja z dziadkiem, trenerem i kierowcą zostawaliśmy w autobusie, panowie rozmawiali o taktyce na mecz, ewentualnych zmianach i roszadach, ja sprawdzałem czy moje korki świecą się jak psu jaja, na wszelki wypadek, nigdy nic nie wiadomo... Chłopaki wracali po kilku minutach, wyraźnie zadowoleni, rozluźnieni, ruszaliśmy w dalszą drogę. Pamiętam, że mecz rozpoczął się z ponad półgodzinnym opóźnieniem, z dziadkiem siedzieliśmy na trybunach, które okupowało jeszcze może z kilkadziesiąt osób. Piłkarze Pasjonata rozgrzani już byli jak lider przegadanej, bluesowej formacji, gdy na boisko wyszedł pierwszy zawodnik BBTS-u. Mój wujek. Wyszedł i stał. Oglądał się za siebie, gdzie reszta, ale nikt więcej z tunelu nie wychodził. Podnosił kolana, wymachiwał rękoma, podskakiwał. Widać było, że nie bardzo wie, o co chodzi, ale głupio było teraz zejść z boiska i wrócić do szatni. Kibice miejscowych już się niecierpliwili. Co jest dziadu pieroński, gdzie masz resztę, tchórzycie, co? pieklił się starszy pan obok dziadka.
Robiło się nudnawo. Na boisku nie było na co patrzeć, spojrzałem więc za boisko, na jego przeciwną stronę, gdzie tuż za linią końcową wznosił się pagórek tworzący naturalną trybunę. Na jego szczycie rosło drzewo, pod którym zaraz rozłożyło się dwóch miejscowych. Patrzyłem tam, bo nie było na co patrzeć tu. Panowie wyciągnęli zaraz z reklamówki i jechali z gwinta, raz po raz rzucając tylko okiem na to, co się dzieje na boisku. Zazdrościłem im. Ja tu w pełnym słońcu, oni w cudownym cieniu, ja o suchym pysku, oni z pełną butelką. I zaraz drugą. Dziadek, a ci tam to co? Eee, synek, to pierońskie kopidoły, huncwoty jedne, winko robią, ty lepiej mecz oglądaj a nimi się nie interesuj. I wtedy pojąłem. Ich zielona trawka była bardziej zielona od tej na boisku, ich emocje większe od moich. Łączyli się z naturą, w naturze, rzucając niekiedy tylko lekceważące spojrzenia w kierunku tych, którzy kulturalnie się kopali na murawie. Górowali nade mną, nad nami wszystkimi. Domyślałem się, że tak samo uważają chłopaki z klubu, którzy tę całą naturę sprowadzają, co prawda, jeno do tych atrybutów, ale liczy się przecież zamysł. Dziadek też patrzył z tęsknotą w tamtym kierunku, bo na boisko patrzeć się nie dało... I mimo że różniliśmy się tak bardzo: ja w tamtym czasie byłem jeszcze przed pierwszym takim spotkaniem z naturą, w naturze, dziadek już definitywnie po ostatnim, to podejrzewam, że z tego całego wyjazdu obaj zapamiętaliśmy tylko tyle: tych dwóch pasjonatów popołudni na łączce, pod rozłożystym drzewem, głęboko w zacienionym miejscu mających poczynania miejscowego Pasjonata...
Co ma tamto wydarzenie wspólnego z ostatnim meczem Spartacza przeciw Naprzodowi Tyły? Ano, wbrew pozorom, wiele. Przede wszystkim to, że zarówno o meczu BBTS-u jak i Spartacza nie mogę wiele powiedzieć, obu bowiem nie widziałem, mimo że na tym pierwszym byłem. Mogę tylko podać wyniki. BBTS – Pasjonat Dankowice 1-1. Spartacz – Naprzód Tyły 10-1.
Gru
Z innej beczki: Tytani mają swoją stronę internetową, można sobie ją pooglądać klikając w rubryce Nasze Strony na nazwę drużyny(na pasku po prawej stronie ekranu).
Hbrt
poniedziałek, 15 czerwca 2009
WNiG - FC Promil 8:2
Umacnia się pierwsza trójka w Grupie B. Walka o ostatnie miejsce w play-off szykuje się niezwykle emocjonująco.
Bramki - Adaś 2, Jelon 2, Ozi 2, Gnievek 1, samobój
Bramki dla FC Promil - Bagi, Cycu.
Wreszcie chwila oddechu mogę nadrobic zaleglości z wpisami tutaj...
Mecz z WNiGiem byl niestety dośc jednostronny, ten sezon trzeba zaliczyc niestety do nieudanych- FC Promil płaci frycowe, wyraźnie widac iż nie jesteśmy drużyna w której ludzie znają się X lat, gdzie X jest większe od 4 :). Cały czas brakuje nam reguralnej gry ze sobą i zgrania, umiejętnościami nie odstajemy od nikogo, brak nam tylko dyscypliny. Cóż życie :)
Yaro FC Promil
Okiem wiertników
Cóż można powiedzieć o meczu... Jednostronny mimo tego, że Promil dysponował chyba ok. czternastoma zawodnikami podczas gdy WNiG jednym zmiennikiem...od początku WNiG dominował i prowadził grę, podczas gry Promil próbował grać z kontry. Już w pierwszej połowie wiertnicy strzelili 4 bramki, podczas gdy Promil zdołał odpowiedzieć tylko jedną (strzeloną przy odrobinie szczęścia, bo uderzona szpicem piłka idealnie poszybowała w okienko bramki). Druga połowa była odzwierciedleniem pierwszej - 4 bramki dla WNiG i 1 dla Promila. Mecz zakończył się wynikiem 8-2.
Wnioski? Co do Promila, to myślę że przyczyną porażki była przede wszystkim za duża liczba graczy. Każdemu potrzeba trochę czasu żeby wejść dobrze w mecz, a u kolegów z UJ zmiany były co parę minut i trudno im było się rozkręcić. Co do dyscypliny, to myślę, że nie ma z nią większego problemu, bo jak trener mówił "Cycu schodzisz" to Cycu pokornie schodził ;] (Tylko jego pseudonim pamiętam dlatego jego podałem jako przykład :D)
Co do WNiG - chłopaki zaczynają strzelać wreszcie bramki. Choć było za dużo w tym meczu "podpalania się" i chęci zdobycia samemu gola, to mecz można uznać za udany. W drużynie wyróżnić należy Crissa za ambicje i walkę do końca meczu no i moją obronę, która czuje się lekko nie doceniana ostatnimi czasy (Misiek, Młody i Jelon - dobra robota );]
Dziękujemy za elastyczność w ustalaniu terminu i mecz w miłej atmosferze.
Tomek(WNiG)
Koza
Bramki - Adaś 2, Jelon 2, Ozi 2, Gnievek 1, samobój
Bramki dla FC Promil - Bagi, Cycu.
Wreszcie chwila oddechu mogę nadrobic zaleglości z wpisami tutaj...
Mecz z WNiGiem byl niestety dośc jednostronny, ten sezon trzeba zaliczyc niestety do nieudanych- FC Promil płaci frycowe, wyraźnie widac iż nie jesteśmy drużyna w której ludzie znają się X lat, gdzie X jest większe od 4 :). Cały czas brakuje nam reguralnej gry ze sobą i zgrania, umiejętnościami nie odstajemy od nikogo, brak nam tylko dyscypliny. Cóż życie :)
Yaro FC Promil
Okiem wiertników
Cóż można powiedzieć o meczu... Jednostronny mimo tego, że Promil dysponował chyba ok. czternastoma zawodnikami podczas gdy WNiG jednym zmiennikiem...od początku WNiG dominował i prowadził grę, podczas gry Promil próbował grać z kontry. Już w pierwszej połowie wiertnicy strzelili 4 bramki, podczas gdy Promil zdołał odpowiedzieć tylko jedną (strzeloną przy odrobinie szczęścia, bo uderzona szpicem piłka idealnie poszybowała w okienko bramki). Druga połowa była odzwierciedleniem pierwszej - 4 bramki dla WNiG i 1 dla Promila. Mecz zakończył się wynikiem 8-2.
Wnioski? Co do Promila, to myślę że przyczyną porażki była przede wszystkim za duża liczba graczy. Każdemu potrzeba trochę czasu żeby wejść dobrze w mecz, a u kolegów z UJ zmiany były co parę minut i trudno im było się rozkręcić. Co do dyscypliny, to myślę, że nie ma z nią większego problemu, bo jak trener mówił "Cycu schodzisz" to Cycu pokornie schodził ;] (Tylko jego pseudonim pamiętam dlatego jego podałem jako przykład :D)
Co do WNiG - chłopaki zaczynają strzelać wreszcie bramki. Choć było za dużo w tym meczu "podpalania się" i chęci zdobycia samemu gola, to mecz można uznać za udany. W drużynie wyróżnić należy Crissa za ambicje i walkę do końca meczu no i moją obronę, która czuje się lekko nie doceniana ostatnimi czasy (Misiek, Młody i Jelon - dobra robota );]
Dziękujemy za elastyczność w ustalaniu terminu i mecz w miłej atmosferze.
Tomek(WNiG)
Koza
niedziela, 14 czerwca 2009
3go Maja i Spartacz za półmetkiem
Kto zatrzyma wreszcie rozpędzoną trzeciomajową lokomotywę? Czy pociąg ten zatrzyma się dopiero na stacji Mistrzostwo PE? Czy Chaos zdoła po dzisiejszej porażce, wyprzedzić zwycięskiego dziś w meczu z Naprzodem Spartacza? W kolejce do play-off w grupie A tłok coraz większy, coraz trudniej jest się wepchnąć na miejsca premiowane awansem do tej fazy rozgrywek. Czy w Naprzodzie potrzebna jest zmiana Trenera? A może zespół szykuje jakieś transfery? I jeszcze ciekawostka: czy wiecie, że w dzisiejszym meczu Spartacz strzelił więcej bramek niż w czerech poprzednich razem wziętych? Grała dziś Podgórska E-klasa.
Hbrt
Chaos - 3go Maja 0:5 (0:2)
Bramki: Mario 2, Zbyszek S, Marek, samobój Arek
Zagraliśmy gorszy mecz niż z Unicornem. Za dużo chaosu, no ale wiadomo jak gramy z przeciwnikiem o takiej nazwie... Brakowało nam zmienników i trochę obawialiśmy się o kondycję. Nie było jednak źle, niepotrzebnie tylko pod koniec pierwszej połowy zrobiło się nerwowo na boisku. Nasza obrona nie ustrzegła się paru błędów, na szczęście bez konsekwencji. Atak ok, choć mogliśmy strzelić więcej bramek.
Paweł /3go Maja/
Spartacz - Naprzód Tyły 10:1 (5:1)
Bramki: Konieczko 4, Makaron 3, Marek 3 - Bunio
Relacja od Spartacza
Spartacz niemal tradycyjnie już bez ławki rezerwowych. W składzie zabrakło Gru, który nadal leczy kontuzję (na meczu też go nie było, ale z tego co wiem to i tak powstanie kolejna część "Z Grubej rury":-)), za to pojawił się Bart, który przeżył prawdziwy szok poznawczy, dopiero po meczu dowiadując się, że tego dnia zagrał przeciwko NP, a nie Lokatorowi. Na Bramce zwyczajowo już zagrał Woytek, który równie zwyczajowo całe spotkanie odgrażał się, że to już naprawdę jego ostatni występ w roli bramkarza. Mecz w zasadzie bez historii i histerii (bez pyskówek, wzajemnych żali i iinnych takich). Jako pewną ciekawostkę, na koniec należy wymienić fakt, iż bramkarz NP z lubością i godną podziwu konsekwencją podawał piłki bramkarzowi rywala. Do końca nie wiadomo dlaczego to czynił - być może chciał mu coś w ten sposób zakomunikować, ale mimo usilnych starań, bramkarzowi Spartacza nie udało się odnaleźć żadnej przyczepionej do piłki karteczki;-).
Woytek
Hbrt
Chaos - 3go Maja 0:5 (0:2)
Bramki: Mario 2, Zbyszek S, Marek, samobój Arek
Zagraliśmy gorszy mecz niż z Unicornem. Za dużo chaosu, no ale wiadomo jak gramy z przeciwnikiem o takiej nazwie... Brakowało nam zmienników i trochę obawialiśmy się o kondycję. Nie było jednak źle, niepotrzebnie tylko pod koniec pierwszej połowy zrobiło się nerwowo na boisku. Nasza obrona nie ustrzegła się paru błędów, na szczęście bez konsekwencji. Atak ok, choć mogliśmy strzelić więcej bramek.
Paweł /3go Maja/
Spartacz - Naprzód Tyły 10:1 (5:1)
Bramki: Konieczko 4, Makaron 3, Marek 3 - Bunio
Relacja od Spartacza
Spartacz niemal tradycyjnie już bez ławki rezerwowych. W składzie zabrakło Gru, który nadal leczy kontuzję (na meczu też go nie było, ale z tego co wiem to i tak powstanie kolejna część "Z Grubej rury":-)), za to pojawił się Bart, który przeżył prawdziwy szok poznawczy, dopiero po meczu dowiadując się, że tego dnia zagrał przeciwko NP, a nie Lokatorowi. Na Bramce zwyczajowo już zagrał Woytek, który równie zwyczajowo całe spotkanie odgrażał się, że to już naprawdę jego ostatni występ w roli bramkarza. Mecz w zasadzie bez historii i histerii (bez pyskówek, wzajemnych żali i iinnych takich). Jako pewną ciekawostkę, na koniec należy wymienić fakt, iż bramkarz NP z lubością i godną podziwu konsekwencją podawał piłki bramkarzowi rywala. Do końca nie wiadomo dlaczego to czynił - być może chciał mu coś w ten sposób zakomunikować, ale mimo usilnych starań, bramkarzowi Spartacza nie udało się odnaleźć żadnej przyczepionej do piłki karteczki;-).
Woytek
sobota, 13 czerwca 2009
Wszystkiego Najlepszego dla Maleńkiego Partyzanta!
Redakcja naszego bloga dotarła do niepublikowanych jeszcze zdjęć najmłodszego Partyzanta. I to nie byle jakiego, bo pierworodnego samego Prezesa. Tymek przyszedł na świat w niedzielę 7 czerwca, tuż przed planowanym wówczas meczem z 8 Spartanami.
Szczęśliwym rodzicom życzymy, żeby Maluch rósł zdrowo i dzielnie, aby za jakieś 15 lat zagrał u boku Taty w którejś-tam edycji Podgórskiej Ekstraklasy. No chyba że, jak zdradził Prezes, "będzie koszykarz, bo ma długie palce".
Wszystkiego Najlepszego!
Koza
Szczęśliwym rodzicom życzymy, żeby Maluch rósł zdrowo i dzielnie, aby za jakieś 15 lat zagrał u boku Taty w którejś-tam edycji Podgórskiej Ekstraklasy. No chyba że, jak zdradził Prezes, "będzie koszykarz, bo ma długie palce".
Wszystkiego Najlepszego!
Koza
Męczarnie Partyzantów
Partyzant - 8 Spartan 2:1 (1:0)
bramki : Artek, Rom - Mariano
Relacja okiem Spartanina
Mecz 8 Spartan z Partyzantem, kończący 4 kolejkę zmagań w grupie A Podgórskiej E-klasy, zakończył się zwycięstwem Partyzanta 2:1. Pierwsza odsłona meczu należała zdecydowanie do Partyzanta, który już w początkowych minutach spotkania objął prowadzenie. W tej części meczu Spartanie z rzadka przedostawali się pod pole karne rywali, a jeśli już, to nie miało to przełożenia w postaci strzałów na bramkę przeciwników. Drugą odsłonę zagraliśmy już odważniej, mimo znów szybko straconego gola i dalszych ataków Partyzanta. Nasze ofensywne poczynania kończyły się jednak przeważnie na dobrze spisującej się obronie Partyzanta albo na strzałach „Panu Bogu w okno”. W końcówce meczu po akcji Mata i Kruka, Mariano w sytuacji sam na sam strzelił kontaktowego gola. Do końcowego gwizdka pozostało 5 minut i choć usilnie walczyliśmy o wyrównanie, to mecz zakończył się rezultatem 1:2.
W zespole Spartan na wyróżnienie zasłużyli (tradycyjnie) Marko, Bibol i TsyTsu, a spośród graczy ofensywnych Adam (debiutant w PE) oraz Mariano (za bramkę i branie na siebie ciężaru gry). Chciałbym także podziękować całej drużynie za ambicję i walkę do końca.
Partyzantowi gratulujemy zwycięstwa i dziękujemy za kulturalną, sportową rywalizację. Co warte podkreślenia, w meczu nie było wykłócania się o faule, auty, ręki etc., za co należą się brawa dla obydwu drużyn.
Piotrek (8 Spartan)
Okiem dowódcy
No, mimo wszystko muszę pochwalić moich chłopców. Pochwalić za konstruowanie z przodu, którego rezultatem były świetne akcje w pierwszej połowie - tylko, że piłka zawsze jakoś podskoczyła, odskoczyła. Za przepiękną drugą bramkę strzeloną po wrzutce z głowy tyłem do bramki przez Artka, który co prawda zapowiedział, że strzeli w tym spotkaniu bramek pięć... No cóż, jedna ale cudo. Pochwalam również za bieganie na dużym placu gry, rywal miał trzech do zmiany (o ile dobrze pamiętam, a mogę się mylić, bo jeszcze po wczorajszym boli mnie głowa) a my graliśmy bez dublerów, efektem czego utracona bramka. Dziękuję za ożywienie wspomnień, bo w drugiej połowie widziałem Partyzanta z okresu cichokącikowego. Wreszcie dziękuję, za pierwszą chyba w historii PE "kołyskę" po strzelonej bramce zadedykowanej mojemu synowi. Dziękuję też w imieniu całej drużyny rywalom za czyste i sportowe widowisko i przyjazną atmosferę na stadionie i poza nim.
Dziękuję również Opatrzności, iż uchroniła nas od zgubnej pychy właściwej każdemu liderowi, która niechybnie by nas opanowała, gdybyśmy wygrali różnicą dwóch bramek a nie jednej...
Hbrt
piątek, 12 czerwca 2009
Szarańcza pożera Z Zimną Krwią
Szarańcza - ZZK 8:3
Bramki dla Szarańczy: Paweł N. 3, Tomasz L. 3, Szymon M. 1, Romek S. 1
Po tym meczu Szarańcza wraca na miejsce wicelidera Grupy B. Zgodnie z przyjętą przez PE zasadą, że jeśli mamy dwie drużyny o tej samej ilości punktów, ale o różnej ilości rozegranych spotkań, to wyżej jest ta drużyna, która rozegrała spotkań mniej. Dla końcowej tabeli i tak nie ma to znaczenia, bo wszyscy będą mieli rozegranych meczy tyle samo.
Koza
Bramki dla Szarańczy: Paweł N. 3, Tomasz L. 3, Szymon M. 1, Romek S. 1
Po tym meczu Szarańcza wraca na miejsce wicelidera Grupy B. Zgodnie z przyjętą przez PE zasadą, że jeśli mamy dwie drużyny o tej samej ilości punktów, ale o różnej ilości rozegranych spotkań, to wyżej jest ta drużyna, która rozegrała spotkań mniej. Dla końcowej tabeli i tak nie ma to znaczenia, bo wszyscy będą mieli rozegranych meczy tyle samo.
Koza
wtorek, 9 czerwca 2009
WNiG wiceliderem!
WNiG - Browar 7:0
Po słabym początku sezonu ekipa WNiG rozsiadła się w fotelu wicelidera. Ale Browar po wysokiej porażce wciąż zachowuje spore szanse na awans do play-off.
Bramki: Wszołek 3, Maciek 2, Adaś 1, Michał 1
Relacja z meczu okiem wiertników
9 czerwca na boisku Korony spotkały się drużyny Browaru i WNiG-u. Mocno zmodyfikowany skład wiertników musiał stawić czoła dosyć licznej drużynie Bro. Mecz zaczął się od mocnego uderzenia WNiG-u: jedna z pierwszych akcji meczu, rzut rożny, dośrodkowanie i ładne uderzenie z pierwszej piłki nowego nabytku drużyny - Wszołka (MVP meczu ze strony WNiG-u ) i bramka. Pierwsza połowa przebiegała dosyć emocjonująco, lecz nie pod względem sportowym. Liczne dyskusje, pretensje, posądzanie o oszustwa nawet w bardzo klarownych sytuacjach. Mimo słownych przepychanek WNiG atakował, oddawał dużo strzałów na bramkę drużyny przeciwnej ale nie był w stanie ponownie pokonać bardzo dobrze spisującego się bramkarza Bro (chyba tez jest nowym nabytkiem teamu).Browar kontratakował i za wszelką cenę chciał doprowadzić do wyrównania, lecz do przerwy wynik nie uległ zmianie. W trakcie przerwy obu drużynom opadło ciśnienie i w kolejnej odsłonie meczu gra wyglądała znacznie lepiej - przynajmniej dla nas. Już na początku pierwszej połowy obrońca WNiG-u Michał popisał się znakomitym rajdem przez całe boisko, który przypieczętował zdobyciem bramki. Od tej pory wiertnicy kontrolowali przebieg meczu, zagrali bardzo ładnie w defensywie i bardzo skutecznie w ataku, o czym można się przekonać spoglądając na wynik spotkania. Na wyróżnienie zasługuje cała drużyna, tworzyliśmy kolektyw, byliśmy skuteczni, uważni i zdecydowani, co dobrze rokuje na przyszłość. Co do drużyny Bro - zdecydowanie na wyrazy uznania zasługuje bramkarz, który ratował drużynę w wielu sytuacjach i zapewne gdyby nie jego bardzo dobre interwencje wynik byłby nieco inny. Bardzo aktywny (zarówno piłkarsko jak i słownie) był także zawodnik z numerem 9 (niestety imienia nie znam).
Co mogę powiedzieć jeszcze o meczu ? Pierwsze co się nasuwa to sprawa boiska. Jak widać, na Koronie też padają różne wyniki. To nie jest tak, że jak gramy na grzegórzeckim to zawsze będzie 20-2. Chodzi o przygotowanie fizyczne całej ekipy, współpracę i skuteczność. Przykład? Drużyna FCM zagrali bardzo ładnie w meczu z nami i stracili wszystkie 3 bramki w ostatnich 5-10 minutach , podczas gdy mogli przy odrobinie szczęścia przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Na grzegórzeckim da się zagrać z tyłu. Więc jeśli nie ma różnicy, to po co rzucać sobie kłody pod nogi i męczyć się na boisku, na którym trzeba uważać żeby sobie nie skręcić kostki a trawa była tam taka że piłka się dosłownie zatrzymywała. Jak to określił jeden chłopaków od nas: Moglibyśmy ten mecz nawet przegrać, ale grając na takim boisku nie ma radości z grania takiej jaka powinna towarzyszyć nam podczas takich rozgrywek. Po drugie, niepotrzebne dyskusje, pretensje, wyzywanie od oszustów (nie dotyczy to oczywiście całego teamu tylko paru osób). Więcej grania niż gadania. I tu prośba do kapitana Bro - trzeba czasem ostudzić zapędy słowne swoich graczy bo atmosfera meczu znacznie się pogarsza, a słowa przedmeczowe kapitana Bro - "I tak Was zajeb****" też nie były stosowne, nawet jeśli teraz powiesz, że to były żarty. To ma być przecież zabawa a nie teksańska masakra.
Jeszcze raz podkreślam - te uwagi nie dotyczą całej ekipy, której większość tworzą porządni i ambitni faceci ;]
Dziękujemy za mecz i powodzenia w kolejnych spotkaniach.
Tomek (WNiG)
Koza
Po słabym początku sezonu ekipa WNiG rozsiadła się w fotelu wicelidera. Ale Browar po wysokiej porażce wciąż zachowuje spore szanse na awans do play-off.
Bramki: Wszołek 3, Maciek 2, Adaś 1, Michał 1
Relacja z meczu okiem wiertników
9 czerwca na boisku Korony spotkały się drużyny Browaru i WNiG-u. Mocno zmodyfikowany skład wiertników musiał stawić czoła dosyć licznej drużynie Bro. Mecz zaczął się od mocnego uderzenia WNiG-u: jedna z pierwszych akcji meczu, rzut rożny, dośrodkowanie i ładne uderzenie z pierwszej piłki nowego nabytku drużyny - Wszołka (MVP meczu ze strony WNiG-u ) i bramka. Pierwsza połowa przebiegała dosyć emocjonująco, lecz nie pod względem sportowym. Liczne dyskusje, pretensje, posądzanie o oszustwa nawet w bardzo klarownych sytuacjach. Mimo słownych przepychanek WNiG atakował, oddawał dużo strzałów na bramkę drużyny przeciwnej ale nie był w stanie ponownie pokonać bardzo dobrze spisującego się bramkarza Bro (chyba tez jest nowym nabytkiem teamu).Browar kontratakował i za wszelką cenę chciał doprowadzić do wyrównania, lecz do przerwy wynik nie uległ zmianie. W trakcie przerwy obu drużynom opadło ciśnienie i w kolejnej odsłonie meczu gra wyglądała znacznie lepiej - przynajmniej dla nas. Już na początku pierwszej połowy obrońca WNiG-u Michał popisał się znakomitym rajdem przez całe boisko, który przypieczętował zdobyciem bramki. Od tej pory wiertnicy kontrolowali przebieg meczu, zagrali bardzo ładnie w defensywie i bardzo skutecznie w ataku, o czym można się przekonać spoglądając na wynik spotkania. Na wyróżnienie zasługuje cała drużyna, tworzyliśmy kolektyw, byliśmy skuteczni, uważni i zdecydowani, co dobrze rokuje na przyszłość. Co do drużyny Bro - zdecydowanie na wyrazy uznania zasługuje bramkarz, który ratował drużynę w wielu sytuacjach i zapewne gdyby nie jego bardzo dobre interwencje wynik byłby nieco inny. Bardzo aktywny (zarówno piłkarsko jak i słownie) był także zawodnik z numerem 9 (niestety imienia nie znam).
Co mogę powiedzieć jeszcze o meczu ? Pierwsze co się nasuwa to sprawa boiska. Jak widać, na Koronie też padają różne wyniki. To nie jest tak, że jak gramy na grzegórzeckim to zawsze będzie 20-2. Chodzi o przygotowanie fizyczne całej ekipy, współpracę i skuteczność. Przykład? Drużyna FCM zagrali bardzo ładnie w meczu z nami i stracili wszystkie 3 bramki w ostatnich 5-10 minutach , podczas gdy mogli przy odrobinie szczęścia przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Na grzegórzeckim da się zagrać z tyłu. Więc jeśli nie ma różnicy, to po co rzucać sobie kłody pod nogi i męczyć się na boisku, na którym trzeba uważać żeby sobie nie skręcić kostki a trawa była tam taka że piłka się dosłownie zatrzymywała. Jak to określił jeden chłopaków od nas: Moglibyśmy ten mecz nawet przegrać, ale grając na takim boisku nie ma radości z grania takiej jaka powinna towarzyszyć nam podczas takich rozgrywek. Po drugie, niepotrzebne dyskusje, pretensje, wyzywanie od oszustów (nie dotyczy to oczywiście całego teamu tylko paru osób). Więcej grania niż gadania. I tu prośba do kapitana Bro - trzeba czasem ostudzić zapędy słowne swoich graczy bo atmosfera meczu znacznie się pogarsza, a słowa przedmeczowe kapitana Bro - "I tak Was zajeb****" też nie były stosowne, nawet jeśli teraz powiesz, że to były żarty. To ma być przecież zabawa a nie teksańska masakra.
Jeszcze raz podkreślam - te uwagi nie dotyczą całej ekipy, której większość tworzą porządni i ambitni faceci ;]
Dziękujemy za mecz i powodzenia w kolejnych spotkaniach.
Tomek (WNiG)
Koza
poniedziałek, 8 czerwca 2009
Reminiscencje
Koniec kariery Paolo Maldiniego, czyli koniec dzieciństwa
Od 7 miesięcy jestem ojcem. Od prawie dwóch lat pracuję, skończyłem studia i jestem żonaty. Ale mam poczucie, że moje dzieciństwo skończyło się dopiero teraz. Z ostatnim meczem Paolo Maldiniego.
Nigdy nie byłem obrońcą, więc moimi piłkarskimi idolami nie byli nigdy gracze tej pozycji. Odkąd pamiętam interesowało mnie strzelanie bramek, stąd najpierw usłyszałem o Marco van Bastenie i Ruudzie Gullicie, a dopiero później o Baresim i Maldinim.
Tak więc moje piłkarskie życie zaczęło płynąć w rytm bramek strzelanych właśnie przez van Bastena, ale ponieważ on, gdy miałem 10 lat, zaczął ze względu na kontuzje grać coraz mniej, pojawili się kolejni idole, z Hristo Stoiczkowem na czele. Van Bastena pamiętam z tamtych czasów jak przez mgłę, nie załapałem się na fenomenalne półfinały i finał Milanu w Pucharze Europy w sezonie 1988-89 (najpierw 5:0 z Realem Madryt a w finale 4:0 ze Steauą Bukareszt) ani na holenderskie mistrzostwo Europy w 1988 z niesamowitym wolejem w finale z ZSRR. Ale jakimś cudem van Basten w podświadomość wrył mi się na tyle mocno, że pozostał idolem do dziś, mimo nieudanych dla Holendrów mistrzostw świata w 1990 (porażka w 1/8 finału z Niemcami, turniej bez zwycięstwa a dla van Bastena bez gola) oraz mistrzostw Europy w 1992, które pamiętam już bardzo dobrze (także, niestety, niestrzelonego przez mojego idola karnego w półfinale z Danią).
Ponieważ van Basten grał w AC Milan, to siłą rzeczy stałem się fanem tej drużyny. I kiedy ostatnio 18-letnia szwagierka zapytała mnie, dlaczego kibicuję akurat im, skoro nigdy ani w Mediolanie nie byłem, ani nie miałem tam krewnych no po prostu racjonalnie rzecz biorąc, nic mnie z tym miastem ani klubem nie łączy uświadomiłem sobie, że przecież kibicuję tej drużynie od zawsze. Bez konkretnego powodu. I chyba w przypadku zagranicznych klubów, podobnie ma każdy z nas. Przecież równie dobrze mogłem kibicować Barcelonie (bramka Koemana z wolnego w ostatnich minutach dogrywki finału Pucharu Europy z Sampdorią), Juventusowi, Realowi, Bayernowi, Manchesterowi.
Musiał tu mieć jakiś wpływ mój tata, bo o istnieniu AC Milan i van Bastena dowiedziałem się właśnie od niego. Ale może kilka miesięcy wcześniej mówił mi właśnie o Barcelonie, a moja długotrwała pamięć tego nie odnotowała? W każdym razie nie miałem na to żadnego wpływu. Milan się pojawił i już. Tak samo, jak pojawił się wybór Widzewa a nie ŁKS. Irracjonalność tych wyborów uświadomił mi także mój przyjaciel z Bułgarii - gdy się poznaliśmy trudno było uwierzyć, że dorastający w Płowdiw i Aleksandrowie Łódzkim chłopcy spotkają się po latach i wymienią się zdumieni nazwą swego ulubionego klubu: AC Milan.
Czas Stoiczkowa, Romario, Zoli, Baggio, Dungi, Cantony, Papina, Batistuty, Hagiego przypadł już na bardziej świadome zainteresowanie piłką. Pewnie właśnie wtedy, gdzieś w latach 1993-94 pojawił się w mojej głowie prawy obrońca Paolo Maldini. Ale ponieważ był obrońcą, to nie wzbudził żadnego szczególnego zainteresowania.
Lata mijały. Kolejni piłkarze-idole dzieciństwa kończyli kariery. Gullit, jeszcze przed erą Abramowicza, trenował Chelsea, van Basten po latach nieobecności zajął się kadrą Holandii, Rijkaard wygrał jako trener z Barcą Ligę Mistrzów. Cantona zajął się reklamą korków, Romario zwiedzaniem polskich sądów, Dunga trenowaniem, Stoiczkow trenowaniem A Maldini cały czas grał. I zdobywał kolejne trofea. W 1994 Milan zdeklasował Barcelonę Stoiczkowa i Romario wygrywając finał LM 4:0. Potem wygrany z Juventusem finał LM w karnych (2003), porażka w kolejnym finale (Maldini strzela bramkę, Milan prowadzi do przerwy 3:0, by przez Jerzego Dudka przegrać w karnych) i zwycięstwo w 2007 dzięki dwóm bramkom Inzaghiego. W międzyczasie jeszcze wicemistrzostwo świata (1994) i Europy (2000). Na piłkarską emeryturę odchodzą kolejne pokolenia, a Maldini wciąż broni barw Milanu (z gry w kadrze rezygnuje w 2002 roku; szkoda, bo 4 lata później rodacy sięgają po mistrzostwo świata). Aż do końca tego sezonu. Swój ostatni ligowy występ na San Siro 41-letni Maldini przegrywa 3:2 z AS Romą. Ale ostatni ligowy mecz wygrywa 0:2 z Fiorentiną na wyjeździe.
Maldini grał przez całe moje świadome życie. Był na boisku odkąd zacząłem cokolwiek z otaczającego mnie świata kojarzyć. Nie ma już chyba takiego piłkarza. Dlatego za ostateczny, symboliczny koniec mojego dzieciństwa mogę uznać koniec kariery Paolo Maldiniego. Lepszego wzoru piłkarskich umiejętności, gry fair-play, inteligencji nie tylko na boisku i opanowania nie mogłem sobie wymarzyć.
Koza
PS.: Jak już napisałem i wysłałem ten tekst (możecie go znaleźć także na Onecie w dziale Wiadomosci.onet.pl --> Waszym Zdaniem), to uświadomiłem sobie, że nie wymieniłem żadnego piłkarza z Polski. Niestety, moje dzieciństwo przypadło na czas największej posuchy w sukcesach naszych piłkarzy. Meksyku '86 nie pamiętam, w następne mistrzostwa świata z Polską zdawałem maturę i egzaminy na studia. Ale na wspomnienie zasługją nasi olimpijczycy z Barcelony i znakomity wówczas Andrzej Juskowiak (Złoto było tak bliziutko), mecze Legii (choć na krajowym podwórku znienawidzonej) w Lidze Mistrzów a potem ukochanego Widzewa. Bramkę Citki z połowy boiska w meczu z Atletico miałem zaszczyt widzieć na żywo :-), a na fragmentach meczu Widzewa z Broendby (Kończ Pan, Panie Turek!!!) i meczu na Łazienkowskiej z Legią (3 bramki strzelone w pięć ostatnich minut i mistrzostwo Polski 95/96) do dziś mam łzy w oczach. Przypomnijcie sobie na YouTube. Byłem to winny w tym tekście.
Koza
Grupa A: Lokator wciąż walczy o play-off
Lokator - Naprzód tyły 7:2
Bramki dla Lokatora: Maraszek 3, Witek 2, Filip 1, Rzepa 1.
Asysty: Rzepa 2, Duplet 2, Pio 1, Gregory 1.
Bramki dla NT: Bunia, BezPrym
Sytuacja w grupie A robi się coraz ciekawsza. Walka o ostatnie miejsce premiowane awansem do play-off będzie się prawdopodobnie toczyła do ostatniej kolejki. Na razie najbliżej szczęścia jest Spartacz, ale depcze mu po piętach grający z meczu na mecz coraz bardziej wbrew swojej nazwie Chaos, a szanse zachowują jeszcze ekipy: 8 Spartan, Naprzód i Lokator.
Mecz okiem Lokatora
Drużyna Lokatora zdobyła w niedzielne popołudnie swój pierwszy komplet punktów przy niebagatelnym udziale licznie zgromadzonej publiczności (z przewagą pięknej płci i dzieci). Mecz obfitował w wiele podbramkowych sytuacji, a także ciekawych zdarzeń w środku boiska oraz na jego peryferiach. Drużyna Naprzodu Tyły okazała się być tym razem gorszą, aczkolwiek postawiła poprzeczkę niezmiernie wysoko. W pamięci wzorowo dopingującej widowni szczególnie zapisał się brawurowy popis umiejętności strzeleckich kapitana drużyny Lokatora, grającego z tradycyjną 9tką. Wydarzenie było tym bardziej godne zapamiętania, iż w powszechnej świadomości tzw. przeciętnego kibica "kopanej" zawodnik ten nigdy nie grzeszył skutecznością tudzież innymi czysto piłkarskimi umiejętnościami.
Mecz także pod innymi względami mógł uchodzić za wyjątkowy:
od pierwszego gwizdka arbitra zauważalną przewagę na spalonej słońcem murawie stadionu KORONA osiągnął zespół stałych bywalców klubu z ulicy Krakowskiej 27, który rzucił się do spontanicznych i skomasowanych ataków na bramkę "żółtych". Należy tutaj od razu napomknąć iż Lokator wystąpił w swoich tradycyjnych czarno-czarnych barwach. Wracając do meritum: ataki lokatorów po kilku nieudanych akcjach, w których piłka kończyła swój lot daleko w około stadionowych krzakach, przyniosły upragnioną zdobycz bramkową. Dupler przesunięty tym razem przez trenera na pozycję defensywnego pomocnika (Lokator zagrał w nietypowym ustawieniu 1-2-3-2, którego ofensywne formacje ułożone były w niemalże idealny pentagram) wyłuskał futbolówkę jednemu z zawodników Naprzodu, po czy popędził niczym dziki koń w kierunku bramki, mijając przeciwników jak tyczki mija Alberto Tomba i w ostatniej chwili przerzucając swoją lepszą lewą nogą piłkę do ustawionego idealnie na linii ofsajdu Witka, który nie zwykł marnować takich prezentów. Z zimną krwią położył na ziemi golkipera a następnie pchnął piłkę niczym bilę w kierunku łozy. 1:0 i radość na trybunach. Ta akcja ustawiła resztę meczu. Coraz bardziej pewni siebie lokatorzy nie spoczęli na laurach, lecz niczym Muhammed Ali, wyczuwszy chwilowe podłamanie zawodników przeciwnej drużyny postanowili ich z zimną krwią dobić. Najpierw asysta Maraszka klasyczną przewrotką trafiła do Rzepy, który tylko spojrzał w oczy bezradnego bramkarza po czym wymierzył sprawiedliwośc precyzyjnym strzałem w środek bramki. Następnie brawurowym zagraniem popisał się sam maraszek uderzając wolejem na pustą bramkę Naprzodu. 3:0 i koniec pierwszej połowy. Należy wspomnieć iż Lokator pod koniec pierwszej połowy zaczął grać bardziej agresywnie, co skończyło się niesprawiedliwym potraktowaniem jedynego obcokrajowca wśród przeciwników, którego sfaulowano bezpardonowo a następnie jeszcze obrażono. I vice versa. Na szczęście dziecinne i niepotrzebne w dobie duchów fair-play zachowania zostały przedyskutowane w przerwie meczu i w drugiej odsłonie mecz się uspokoił.
Druga połowa zaczęła się zgoła odmiennie od pierwszej. Naprzód Tyły rozpoczął tę odsłonę od sprytnego uśpienia rywali, po czym niczym Sylwia Gruchała (która jak wszyscy wiemy miała romans z Rafałem Maserakiem) zadał podstępne pchnięcie metaforycznym sztyletem wyprowadzając kontrę po błędzie najlepszego do tej pory na boisku Duplera. 3:1 i po plecach zjawiskowych dziewcząt zgromadzonych na trybunach stadionu przeszły ciarki niepokoju. Nie trwało to jednak długo gdyż kolejne podniebne ewolucje kapitana Lokatora przyniosły kolejną bramkę dla czarnoczarnych. Tym razem szczęśliwym zdobywcą został jeszcze niedawno poważnie kontuzjowany Filip. To otworzyło puszkę Pandory. Ataki Lokatora stały się coraz bardziej taktycznie przemyślane co zaowocowało następnymi bramkami. Naprzód stać już było tylko na bramkę pocieszenia, która nie miała większego znaczenia. 7:2 i wyrażę chyba przekonanie ogółu: Lokator wraca do walki o Majstra!
A tymczasem w grupie B...
Parkowa : FC Promil 15:12
bramki: Dawid Przybytek 5, Marek Jaśko 4, Michał Wójcik 4, Damian Kosiba, Adrian Bujak - Zając 4, Bagi 5, Artur 2, Piotrek
Krótki opis od Parkowej
Parkowa pomimo iż dzień wcześniej rozegrała Turniej Piłki Nożnej (III miejsce, Dawid - król strzelców) zdołała pokonać Fc Promil, co pozwoliło zdobyć pierwsze punkty w PE i podnieść o oczko swoją pozycję w tabeli. To był bardzo emocjonujący mecz, w którym padło aż 27 goli - to świadczy o tym, że obie drużyny muszą wzmocnić i dobrze ustawić linię obrony i pomocy.
Niektórzy piszą, że Parkowa ma potencjał, owszem ma, jednak brakuje jeszcze doświadczenia, ogrania i świadomości, że to cały zespół pracuje na wygraną. Obecnie jest tak, że wśród wszystkich zawodników panuje wszechobecna chęć zdobycia bramki. Jeżeli w najbliższych meczach chłopcy wprowadzą w życie rozwiązania taktyczne, które im zaproponowane mogą jeszcze sporo namieszać. A tak na koniec to naprawdę świetna sprawa ta Podgórska Ekstraklasa :). Pozdro dla wszystkich z grupy B i A.
Opis FC Promil:
Mecz był bardzo fajny i w miłej atmosferze, bez niepotrzebnych nieporozumień i negatywnych emocji.
Mecz zaczął się bardzo dobrze dla FC Promil- pierwsza akcja- pierwszy gol. Szkoda ze jednak wznowienie gry przyniosło też wyrównanie :) Wyrażnie zarysowało się to iż technicznie z przodu obie drużyny są dobre, jednak po stronie Parkowej grał "pan Michał" który z pozycji środkowego obrońcy bardzo dobrze dowodził grą swojej drużyny, u nas nadal brakuje takiego silnego środka który byłby w stanie zoorganizowac naszą grę z tyłu, nie popisał się też bramkarz w pierwszej połowie puszczając conajmniej 4 bramki, które nie miały prawa wpaśc... Do przerwy wynik 10-5 dla parkowej, jednak obserwując przebieg spotkania różnica 5-ciu bramek nie stanowiła problemu do nadrobienia. W przerwie przybyła odsiecz dla FC Promila- drugi bramkarz oraz "power attacker" Zając. Tak oto wzmocnieni przystąpiliśmy do drugiej połowy, jednak sama zmiana bramkarza to za mało- nadal brak dobrze zoorganizowanej obrony spowodował to, iż druga połowa zakończyła się wynikiem 7-5 dla Grających na promilach:) Z meczu na mecz mimo iż wyniki nie są powodem do chwały jednak gra zaczyna wygladac coraz lepiej- myślę, że kolejny sezon będzie dla Promilowców szczęśliwszy, a myśle, że może jednak nawet w tym sezonie uda się zapisac jakies punkty na nasze konto :)
Yaro (FC Promil)
Bramki dla Lokatora: Maraszek 3, Witek 2, Filip 1, Rzepa 1.
Asysty: Rzepa 2, Duplet 2, Pio 1, Gregory 1.
Bramki dla NT: Bunia, BezPrym
Sytuacja w grupie A robi się coraz ciekawsza. Walka o ostatnie miejsce premiowane awansem do play-off będzie się prawdopodobnie toczyła do ostatniej kolejki. Na razie najbliżej szczęścia jest Spartacz, ale depcze mu po piętach grający z meczu na mecz coraz bardziej wbrew swojej nazwie Chaos, a szanse zachowują jeszcze ekipy: 8 Spartan, Naprzód i Lokator.
Mecz okiem Lokatora
Drużyna Lokatora zdobyła w niedzielne popołudnie swój pierwszy komplet punktów przy niebagatelnym udziale licznie zgromadzonej publiczności (z przewagą pięknej płci i dzieci). Mecz obfitował w wiele podbramkowych sytuacji, a także ciekawych zdarzeń w środku boiska oraz na jego peryferiach. Drużyna Naprzodu Tyły okazała się być tym razem gorszą, aczkolwiek postawiła poprzeczkę niezmiernie wysoko. W pamięci wzorowo dopingującej widowni szczególnie zapisał się brawurowy popis umiejętności strzeleckich kapitana drużyny Lokatora, grającego z tradycyjną 9tką. Wydarzenie było tym bardziej godne zapamiętania, iż w powszechnej świadomości tzw. przeciętnego kibica "kopanej" zawodnik ten nigdy nie grzeszył skutecznością tudzież innymi czysto piłkarskimi umiejętnościami.
Mecz także pod innymi względami mógł uchodzić za wyjątkowy:
od pierwszego gwizdka arbitra zauważalną przewagę na spalonej słońcem murawie stadionu KORONA osiągnął zespół stałych bywalców klubu z ulicy Krakowskiej 27, który rzucił się do spontanicznych i skomasowanych ataków na bramkę "żółtych". Należy tutaj od razu napomknąć iż Lokator wystąpił w swoich tradycyjnych czarno-czarnych barwach. Wracając do meritum: ataki lokatorów po kilku nieudanych akcjach, w których piłka kończyła swój lot daleko w około stadionowych krzakach, przyniosły upragnioną zdobycz bramkową. Dupler przesunięty tym razem przez trenera na pozycję defensywnego pomocnika (Lokator zagrał w nietypowym ustawieniu 1-2-3-2, którego ofensywne formacje ułożone były w niemalże idealny pentagram) wyłuskał futbolówkę jednemu z zawodników Naprzodu, po czy popędził niczym dziki koń w kierunku bramki, mijając przeciwników jak tyczki mija Alberto Tomba i w ostatniej chwili przerzucając swoją lepszą lewą nogą piłkę do ustawionego idealnie na linii ofsajdu Witka, który nie zwykł marnować takich prezentów. Z zimną krwią położył na ziemi golkipera a następnie pchnął piłkę niczym bilę w kierunku łozy. 1:0 i radość na trybunach. Ta akcja ustawiła resztę meczu. Coraz bardziej pewni siebie lokatorzy nie spoczęli na laurach, lecz niczym Muhammed Ali, wyczuwszy chwilowe podłamanie zawodników przeciwnej drużyny postanowili ich z zimną krwią dobić. Najpierw asysta Maraszka klasyczną przewrotką trafiła do Rzepy, który tylko spojrzał w oczy bezradnego bramkarza po czym wymierzył sprawiedliwośc precyzyjnym strzałem w środek bramki. Następnie brawurowym zagraniem popisał się sam maraszek uderzając wolejem na pustą bramkę Naprzodu. 3:0 i koniec pierwszej połowy. Należy wspomnieć iż Lokator pod koniec pierwszej połowy zaczął grać bardziej agresywnie, co skończyło się niesprawiedliwym potraktowaniem jedynego obcokrajowca wśród przeciwników, którego sfaulowano bezpardonowo a następnie jeszcze obrażono. I vice versa. Na szczęście dziecinne i niepotrzebne w dobie duchów fair-play zachowania zostały przedyskutowane w przerwie meczu i w drugiej odsłonie mecz się uspokoił.
Druga połowa zaczęła się zgoła odmiennie od pierwszej. Naprzód Tyły rozpoczął tę odsłonę od sprytnego uśpienia rywali, po czym niczym Sylwia Gruchała (która jak wszyscy wiemy miała romans z Rafałem Maserakiem) zadał podstępne pchnięcie metaforycznym sztyletem wyprowadzając kontrę po błędzie najlepszego do tej pory na boisku Duplera. 3:1 i po plecach zjawiskowych dziewcząt zgromadzonych na trybunach stadionu przeszły ciarki niepokoju. Nie trwało to jednak długo gdyż kolejne podniebne ewolucje kapitana Lokatora przyniosły kolejną bramkę dla czarnoczarnych. Tym razem szczęśliwym zdobywcą został jeszcze niedawno poważnie kontuzjowany Filip. To otworzyło puszkę Pandory. Ataki Lokatora stały się coraz bardziej taktycznie przemyślane co zaowocowało następnymi bramkami. Naprzód stać już było tylko na bramkę pocieszenia, która nie miała większego znaczenia. 7:2 i wyrażę chyba przekonanie ogółu: Lokator wraca do walki o Majstra!
A tymczasem w grupie B...
Parkowa : FC Promil 15:12
bramki: Dawid Przybytek 5, Marek Jaśko 4, Michał Wójcik 4, Damian Kosiba, Adrian Bujak - Zając 4, Bagi 5, Artur 2, Piotrek
Krótki opis od Parkowej
Parkowa pomimo iż dzień wcześniej rozegrała Turniej Piłki Nożnej (III miejsce, Dawid - król strzelców) zdołała pokonać Fc Promil, co pozwoliło zdobyć pierwsze punkty w PE i podnieść o oczko swoją pozycję w tabeli. To był bardzo emocjonujący mecz, w którym padło aż 27 goli - to świadczy o tym, że obie drużyny muszą wzmocnić i dobrze ustawić linię obrony i pomocy.
Niektórzy piszą, że Parkowa ma potencjał, owszem ma, jednak brakuje jeszcze doświadczenia, ogrania i świadomości, że to cały zespół pracuje na wygraną. Obecnie jest tak, że wśród wszystkich zawodników panuje wszechobecna chęć zdobycia bramki. Jeżeli w najbliższych meczach chłopcy wprowadzą w życie rozwiązania taktyczne, które im zaproponowane mogą jeszcze sporo namieszać. A tak na koniec to naprawdę świetna sprawa ta Podgórska Ekstraklasa :). Pozdro dla wszystkich z grupy B i A.
Opis FC Promil:
Mecz był bardzo fajny i w miłej atmosferze, bez niepotrzebnych nieporozumień i negatywnych emocji.
Mecz zaczął się bardzo dobrze dla FC Promil- pierwsza akcja- pierwszy gol. Szkoda ze jednak wznowienie gry przyniosło też wyrównanie :) Wyrażnie zarysowało się to iż technicznie z przodu obie drużyny są dobre, jednak po stronie Parkowej grał "pan Michał" który z pozycji środkowego obrońcy bardzo dobrze dowodził grą swojej drużyny, u nas nadal brakuje takiego silnego środka który byłby w stanie zoorganizowac naszą grę z tyłu, nie popisał się też bramkarz w pierwszej połowie puszczając conajmniej 4 bramki, które nie miały prawa wpaśc... Do przerwy wynik 10-5 dla parkowej, jednak obserwując przebieg spotkania różnica 5-ciu bramek nie stanowiła problemu do nadrobienia. W przerwie przybyła odsiecz dla FC Promila- drugi bramkarz oraz "power attacker" Zając. Tak oto wzmocnieni przystąpiliśmy do drugiej połowy, jednak sama zmiana bramkarza to za mało- nadal brak dobrze zoorganizowanej obrony spowodował to, iż druga połowa zakończyła się wynikiem 7-5 dla Grających na promilach:) Z meczu na mecz mimo iż wyniki nie są powodem do chwały jednak gra zaczyna wygladac coraz lepiej- myślę, że kolejny sezon będzie dla Promilowców szczęśliwszy, a myśle, że może jednak nawet w tym sezonie uda się zapisac jakies punkty na nasze konto :)
Yaro (FC Promil)
sobota, 6 czerwca 2009
Ziom ucieka, WNiG goni
W meczu na szczycie grupy B jednobramkowe zwycięstwo "ziomków", którzy uciekają rywalom i jako jedyna drużyna w grupie mają komplet punktów i zero w rubryce porażek!
FC Ziom : Szarańcza 2:1 (0:0)
bramki: Lexsiu, Żółw - Paweł N.
Po zwycięstwie nad FC Na Miasteczku w strefie play-off znalazł się wreszcie WNiG, przeskakując z 7 na 3 miejsce.
WNiG : FC Na Miasteczku 3:0
bramki:Tomek P., Mateusz, Michał
FC Ziom : Szarańcza 2:1 (0:0)
bramki: Lexsiu, Żółw - Paweł N.
Po zwycięstwie nad FC Na Miasteczku w strefie play-off znalazł się wreszcie WNiG, przeskakując z 7 na 3 miejsce.
WNiG : FC Na Miasteczku 3:0
bramki:Tomek P., Mateusz, Michał
piątek, 5 czerwca 2009
Mistrz na deskach!
Może nie sensacja ale na pewno mała niespodzianka. 3go Maja zasłużenie wygrywa z Unicornem. Mecz na szczycie, mecz pełen walki, emocji i obrażeń. "Starsi" po raz pierwszy w historii PE zasiadają w fotelu lidera - zobaczymy na jak długo, w niedzielę tę wygodną pozycję mogą im jeszcze korespondencyjnie odebrać Partyzanci, muszą jednak wygrać z 8 Spartanami różnicą 2 bramek.
Unicorn : 3go Maja 2:3 (0:2)
bramki: Przemek, Trans - Mario 2, Żelek
Zainteresowanie spotkaniem było całkiem spore jak na warunki naszej E-klasy - mecz zgromadził na widowni 6 widzów (wśród nich skauci z innych klubów PE). Trzeciomajowcy wystawili swój najmocniejszy skład u Jednorożców zabrakło Bartka i Konrada - jednego z liderów niebieskich i najlepszego pomocnika PE ubiegłej edycji. Wrócił natomiast do składu po miesięcznej przerwie spowodowanej kontuzją vicelider listy strzelców niebieski supersnajper Ziemek.
Gdzie jest piłka? Jedna z niewielu akcji Unicorna w I połowie.
Na boisku miały spotkać się rutyna i siła przeciwko finezji i zgraniu - futbol szkoły niemieckiej reprezentowany przez "starszych" z podniebnym futbolem szkoły angielskiej Unicornu.
Obie ekipy rozegrały ze sobą dotąd w PE dwa spotkania - oba wygrali niebiescy (2:0 i 7:0), choć w pierwszym meczu zabrakło tylko dwóch minut by padł bezbramkowy remis. Tym razem było zupełnie inaczej.
Dobrze ustawieni pomarańczowi nie pozwolili rozwinąć skrzydeł jednorożcom. W pierwszej połowie 3 Maja całkowicie kontrolował przebieg gry strzelając już na początku bramkę i potem dokładając drugą (obie autorstwa Mario). Do przerwy 2:0.
Po wznowieniu gry Unicorn zaczął coraz śmielej atakować, ale w 40 minucie dał się skontrować i najpiękniejszą bramkę spotkania na 3:0 strzelił po pięknym rajdzie środkiem boiska Żelek. Żarty się skończyły - wynik jakkolwiek sensacyjny.
Ostatnie piętnaście minut należało jednak do niebieskich. Po pięknej zespołowej akcji - w swoim stylu - piłki nie sięgnął głową młody, ale dobił Przemek - 3:1. Na dwie minuty przed końcem bramkę kontaktową po strzale z dystansu zdobywa Trans - co zostało uchwycone na zdjęciu powyżej. Na tym samym zdjęciu widać jak Jasiek z 3go Maja idzie spacerkiem w kierunku linii bocznej - właśnie odniósł bolesną kontuzję twarzy i nie pojawi się już na boisku. Ostatni szturm niebieskich nie przyniósł jednak wyrównania. Mecz zakończył się wynikiem 3:2 dającym "starszym" fotel lidera.
Myślę, że jest to zapowiedź ciekawej rywalizacji zarówno w sezonie zasadniczym jak i później w play-off.
Weekend pełen emocji
Zapraszamy na boiska Podgórskiej E-klasy zapowiada się weekend pełen emocji. W grupie A zmierzą się ze sobą drużyny z miejsc 1 i 2 oraz 3 i 4 - trzy z nich nie mają na koncie żadnej porażki w rozgrywkach! Również w grupie B mecz na szczycie - pojedynek o prymat, bo są to dwie najmocniejsze ekipy "drugiego skrzydła" PE.
Zapraszamy na mecze:
Unicorn : 3go maja w piątek g.18.30 Margaryna
FC Ziom : Szarańcza w sobotę g.12.00 Margaryna
Lokator : Naprzód Tyły w niedzielę g.17.00 Korona
8Spartan : Partyzant w niedzielę g.18.15 Korona
(normalnie jak w Canal+ :)
Zapraszamy wszystkich naszych sympatyków, zwłaszcza w niedzielę, kiedy to kręcony będzie reportaż o PE.
Są jeszcze wolne terminy na Koronie:
sobota: 17.00, 18.15, 19.30
niedziela: 19.30
Hube
Zapraszamy na mecze:
Unicorn : 3go maja w piątek g.18.30 Margaryna
FC Ziom : Szarańcza w sobotę g.12.00 Margaryna
Lokator : Naprzód Tyły w niedzielę g.17.00 Korona
8Spartan : Partyzant w niedzielę g.18.15 Korona
(normalnie jak w Canal+ :)
Zapraszamy wszystkich naszych sympatyków, zwłaszcza w niedzielę, kiedy to kręcony będzie reportaż o PE.
Są jeszcze wolne terminy na Koronie:
sobota: 17.00, 18.15, 19.30
niedziela: 19.30
Hube
wtorek, 2 czerwca 2009
Z GRUbej rury: Co ma premier do Spartacza...
Poniżej prezentujemy, trzeci z naszego ulubionego i nie zawsze poprawnego cyklu tekst o perypetiach Tola i jego pasiastych przyjaciół.
W ubiegłym tygodniu premier poinformował: Polska jako jedyny kraj w UE może się pochwalić wzrostem PKB w pierwszym kwartale roku. Mówił: Polska jest na podium, wśród medalistów. I porównywał: Czechy – spadek o 3,4 procent, Francja o 3,2, Niemcy o 6,9.
Niemcy o 6,9!!!
To się niemieccy pracodawcy Tolka za głowy zaczęli chwytać. Toż to upokorzenie, Polaczki przed nami, mein Gott, nein, dawać tu tego cwaniaczka, no, tego co w sandałkach do roboty przychodzi, jak mu tam, dawać tu tego Tolka, Hände ho!!! I zaraz los niemieckiej gospodarki złożyli na barki gwiazdy Spartacza, złożyli go wraz z podwojoną ilością płyt gipsowych, z którymi biedny Tolo musiał zapieprzać po hali od ściany do ściany w imię wzrostu niemieckiego PKB. I nawet przerwy na fajki mu ucięli, z ośmiu do zaledwie czterech. Pod Tolem przez tydzień cały nogi się uginały, ledwo dyszał, mamrotał coś o faszystowskich świniach, wygrażał, że kiedyś, za parę lat, jak zarobi, to przyjedzie do Reichu, całą ziemię wykupi i do Polski wywiezie. Ba, na własnych barkach ją przyniesie!
A w piątek, tuż po fajrancie, dzień przed meczem, na którym miał się stawić, doznał objawienia. On się nie da dymać w cyce Niemaszkowi. Cały tydzień podnosił niemieckie PKB, ale dziś zmaże swe winy, cały swój intelekt, siłę, wolę zaprzęgnie w umacnianie polskiego wzrostu, w podkreślanie naszego zwycięstwa, niepodważalnej przewagi nad odwiecznym wrogiem. Niepomny bólu, trudu, skrajnego wycieńczenia, późnym popołudniem stanął do kolejnego boju: pod monopolowym, gdzie z godną podziwu regularnością składał zamówienia na produkty polskiego przemysłu spirytusowego, następnie wracał do parku, przechylał butelkę i ubywające mililitry przeliczał na punkty procentowe na skali wzrostu polskiej gospodarki.
Dlatego kiedy Maki sobotnim rankiem zadzwonił do niego i usłyszał coś w stylu Nie będzie mnie dzisiaj, nie dojadę, jestem wycieńczony, kiwaliśmy głowami ze zrozumieniem i współczuciem...
Nie potrafimy jednak znaleźć zrozumienia dla reszty chłopaków, co mieli być a ich nie było. Gdyby chociaż próbowali się tłumaczyć, czymkolwiek, chrzcinami, nie wiem, ostatnią sobotą miesiąca, kiedy to spada na nich obowiązek wytrzepania wszystkich dywanów w kamienicy, zbliżającym się dniem dziecka, o które przez całą sobotę będą się starać z dziewczyną z bloku naprzeciwko, tą małą, no tą, co z niej jeszcze piętnaście lat temu naśmiewali się z chłopakami na huśtawkach, bo zamiast „R” wymawiała „J” i zawsze prosili, żeby powiedziała „chóR kościelny”...
Ale nic z tego, żadne usprawiedliwienie nie wpłynęło, na boisku VIII LO na Grzegórzkach sobotnim wczesnym popołudniem stawiła się dokładnie połowa składu Spartaczy. Sześciu plus bramkarz. Ale ci, którzy przybyli, przygotowali się solidnie, każdy przyniósł nawet swoją wodę, mając w pamięci jak ostatnim razem mineralną miał tylko Maki, przez chwilę, teoretycznie, bo po meczu, kiedy zszedł z boiska i sięgnął po butelkę, to nie miał już nic i widać było, że chłopak czerwienieje i gryzie się w język...
Mecz zaczął się o równej trzynastej a już pięć po spełnił się czarny scenariusz dla Spartacza. Gru zaszarżował za piłką w stronę pola karnego Tytanów, już miał ją na nodze ale bramkarz przeciwnika wyszedł, zahaczył go, a Gru jak nie wystrzeli! w bok, na lewo, na ziemię, jedna przewrotka, druga i leży. I z bólu się zwija. Pozamiatane. (Dwie godziny później lekarz na pogotowiu oznajmił: naderwany tylni mięsień uda – dwugłowy? czterogłowy? – i dodał jeszcze No, to se pan tatara zrobił jak się patrzy...) Gru nie może kontynuować gry, Spartacz gra w osłabieniu. A Tytani to wykorzystują. Po kilkunastu minutach prowadzą już 2-0, wtedy ktoś rzuca propozycję Może ściągniemy kogoś z tamtych, co grają obok, zapytamy się, co? To był ten moment, ta potwarz, to ukłucie ambicji. W życiu, choćbyśmy mieli we dwójkę mecz kończyć, będziemy grać w Spartaczowym składzie. Jednonogi Gru na bramkę, Woytas na stopera. I to był strzał w dziesiątkę. Woytas na obronie to początkowo była Enigma, zarówno dla Spartacza, jak i dla przeciwnika. Po kilku minutach okazało się, że nie tylko Enigma, ale i Linia Maginota, Zygfryda i Wał Atlantycki razem wzięte. Zasieki nie do przejścia. Zaminowana, plująca ogniem forteca, o którą co rusz rozbijały się ataki nieprzyjaciela. Ale i to mało, bo Woytas, gdy dostawał piłkę do nogi, przeistaczał się w tajną wyrzutnię pocisków V2, rozpoczynał bombardowanie bramki Tytanów, rozsyłał gały na skrzydła. Do przerwy 2-1 dla Tytanów po kontaktowej bramce Marka. Druga połowa to już tylko Spartacz zaciskający pięści i zęby, walczący do ostatek sił. Strzał Konieczki spod uda, po ziemi, w róg bramki i remis. A potem Bart. Z lewego skrzydła, z pierwszej piły, z kozła, półwolejem pod poprzeczkę. Tytani na tarczy, Spartacz z trzema punktami i, co najważniejsze, z charakterem.
Bo choćby w dupę tarł nas kartacz – nie umrze Spartacz!!!
(Kto nie wierzy w to, co napisane, może obejrzeć videorelację na youtubie:
http://www.youtube.com/watch?v=XlTliJ3YiJ8)
Gru
W ubiegłym tygodniu premier poinformował: Polska jako jedyny kraj w UE może się pochwalić wzrostem PKB w pierwszym kwartale roku. Mówił: Polska jest na podium, wśród medalistów. I porównywał: Czechy – spadek o 3,4 procent, Francja o 3,2, Niemcy o 6,9.
Niemcy o 6,9!!!
To się niemieccy pracodawcy Tolka za głowy zaczęli chwytać. Toż to upokorzenie, Polaczki przed nami, mein Gott, nein, dawać tu tego cwaniaczka, no, tego co w sandałkach do roboty przychodzi, jak mu tam, dawać tu tego Tolka, Hände ho!!! I zaraz los niemieckiej gospodarki złożyli na barki gwiazdy Spartacza, złożyli go wraz z podwojoną ilością płyt gipsowych, z którymi biedny Tolo musiał zapieprzać po hali od ściany do ściany w imię wzrostu niemieckiego PKB. I nawet przerwy na fajki mu ucięli, z ośmiu do zaledwie czterech. Pod Tolem przez tydzień cały nogi się uginały, ledwo dyszał, mamrotał coś o faszystowskich świniach, wygrażał, że kiedyś, za parę lat, jak zarobi, to przyjedzie do Reichu, całą ziemię wykupi i do Polski wywiezie. Ba, na własnych barkach ją przyniesie!
A w piątek, tuż po fajrancie, dzień przed meczem, na którym miał się stawić, doznał objawienia. On się nie da dymać w cyce Niemaszkowi. Cały tydzień podnosił niemieckie PKB, ale dziś zmaże swe winy, cały swój intelekt, siłę, wolę zaprzęgnie w umacnianie polskiego wzrostu, w podkreślanie naszego zwycięstwa, niepodważalnej przewagi nad odwiecznym wrogiem. Niepomny bólu, trudu, skrajnego wycieńczenia, późnym popołudniem stanął do kolejnego boju: pod monopolowym, gdzie z godną podziwu regularnością składał zamówienia na produkty polskiego przemysłu spirytusowego, następnie wracał do parku, przechylał butelkę i ubywające mililitry przeliczał na punkty procentowe na skali wzrostu polskiej gospodarki.
Dlatego kiedy Maki sobotnim rankiem zadzwonił do niego i usłyszał coś w stylu Nie będzie mnie dzisiaj, nie dojadę, jestem wycieńczony, kiwaliśmy głowami ze zrozumieniem i współczuciem...
Nie potrafimy jednak znaleźć zrozumienia dla reszty chłopaków, co mieli być a ich nie było. Gdyby chociaż próbowali się tłumaczyć, czymkolwiek, chrzcinami, nie wiem, ostatnią sobotą miesiąca, kiedy to spada na nich obowiązek wytrzepania wszystkich dywanów w kamienicy, zbliżającym się dniem dziecka, o które przez całą sobotę będą się starać z dziewczyną z bloku naprzeciwko, tą małą, no tą, co z niej jeszcze piętnaście lat temu naśmiewali się z chłopakami na huśtawkach, bo zamiast „R” wymawiała „J” i zawsze prosili, żeby powiedziała „chóR kościelny”...
Ale nic z tego, żadne usprawiedliwienie nie wpłynęło, na boisku VIII LO na Grzegórzkach sobotnim wczesnym popołudniem stawiła się dokładnie połowa składu Spartaczy. Sześciu plus bramkarz. Ale ci, którzy przybyli, przygotowali się solidnie, każdy przyniósł nawet swoją wodę, mając w pamięci jak ostatnim razem mineralną miał tylko Maki, przez chwilę, teoretycznie, bo po meczu, kiedy zszedł z boiska i sięgnął po butelkę, to nie miał już nic i widać było, że chłopak czerwienieje i gryzie się w język...
Mecz zaczął się o równej trzynastej a już pięć po spełnił się czarny scenariusz dla Spartacza. Gru zaszarżował za piłką w stronę pola karnego Tytanów, już miał ją na nodze ale bramkarz przeciwnika wyszedł, zahaczył go, a Gru jak nie wystrzeli! w bok, na lewo, na ziemię, jedna przewrotka, druga i leży. I z bólu się zwija. Pozamiatane. (Dwie godziny później lekarz na pogotowiu oznajmił: naderwany tylni mięsień uda – dwugłowy? czterogłowy? – i dodał jeszcze No, to se pan tatara zrobił jak się patrzy...) Gru nie może kontynuować gry, Spartacz gra w osłabieniu. A Tytani to wykorzystują. Po kilkunastu minutach prowadzą już 2-0, wtedy ktoś rzuca propozycję Może ściągniemy kogoś z tamtych, co grają obok, zapytamy się, co? To był ten moment, ta potwarz, to ukłucie ambicji. W życiu, choćbyśmy mieli we dwójkę mecz kończyć, będziemy grać w Spartaczowym składzie. Jednonogi Gru na bramkę, Woytas na stopera. I to był strzał w dziesiątkę. Woytas na obronie to początkowo była Enigma, zarówno dla Spartacza, jak i dla przeciwnika. Po kilku minutach okazało się, że nie tylko Enigma, ale i Linia Maginota, Zygfryda i Wał Atlantycki razem wzięte. Zasieki nie do przejścia. Zaminowana, plująca ogniem forteca, o którą co rusz rozbijały się ataki nieprzyjaciela. Ale i to mało, bo Woytas, gdy dostawał piłkę do nogi, przeistaczał się w tajną wyrzutnię pocisków V2, rozpoczynał bombardowanie bramki Tytanów, rozsyłał gały na skrzydła. Do przerwy 2-1 dla Tytanów po kontaktowej bramce Marka. Druga połowa to już tylko Spartacz zaciskający pięści i zęby, walczący do ostatek sił. Strzał Konieczki spod uda, po ziemi, w róg bramki i remis. A potem Bart. Z lewego skrzydła, z pierwszej piły, z kozła, półwolejem pod poprzeczkę. Tytani na tarczy, Spartacz z trzema punktami i, co najważniejsze, z charakterem.
Bo choćby w dupę tarł nas kartacz – nie umrze Spartacz!!!
(Kto nie wierzy w to, co napisane, może obejrzeć videorelację na youtubie:
http://www.youtube.com/watch?v=XlTliJ3YiJ8)
Gru
Rozwijajmy się!
Oto nowe wspaniałe logo Browaru! Proszę jak na znanej wszystkim koncepcji można zbudować własną - rozpoznawalną, czytelną, piłkarską i do tego poprawną politycznie. Brawa dla panów z Browaru! Piwosze w tym sezonie bardzo dbają o wizerunek klubu, na każdą kolejkę komponują osobne zaproszenie dla swoich fanów, a o promocjach i zachętach wszelkiego rodzaju już nie wspomnę. Oby tak dalej!
Czekamy na herby innych drużyn. Być może w niedalekiej przyszłości, będziemy posługiwać się nimi przy prezentacji aktualnych wyników. Na razie jest ich za mało.
Na bocznym pasku znajdziecie rubrykę pt. NASZA STRONY - jest to lista linków do witryn poświęconych m.in. PE. Na razie, znajdziecie tam link do naszego forum, do partyzanckiego bloga i na stronę Szarańczy. Czekamy na więcej namiarów. Slayer 421 tłumaczył ostatnio na forum jak można zakładać fajne i funkcjonalne strony www. Oto adres gdzie można się w to pobawić:
http://futbolowo.pl/start/strona,rejestracja
Hube
Czekamy na herby innych drużyn. Być może w niedalekiej przyszłości, będziemy posługiwać się nimi przy prezentacji aktualnych wyników. Na razie jest ich za mało.
Na bocznym pasku znajdziecie rubrykę pt. NASZA STRONY - jest to lista linków do witryn poświęconych m.in. PE. Na razie, znajdziecie tam link do naszego forum, do partyzanckiego bloga i na stronę Szarańczy. Czekamy na więcej namiarów. Slayer 421 tłumaczył ostatnio na forum jak można zakładać fajne i funkcjonalne strony www. Oto adres gdzie można się w to pobawić:
http://futbolowo.pl/start/strona,rejestracja
Hube
poniedziałek, 1 czerwca 2009
Kiedy nadejdzie czas Tytanów?
Spartacz - Tytani 3:2 (1:2)
bramki: Marek, Konieczko, Bart - Szymek, Wojtek
Po raz kolejny Tytani rozpoczęli nową kolejkę ligową. Tym razem przeciwnikiem była drużyna Spartacza. Spotkanie to miało być przełomowe. Zawodnicy mieli nadzieje, że najgorsze już za nimi i po 3 porażkach wreszcie uda się im zdobyć tak długo oczekiwane 3 pkt. Dodatkowym atutem miał być brak zmian u "zielono-czarnych". Godzina 13 pojawiła się na zegarkach i rozległ się "gwizdek sędziego". Na samym początku doszło do niemiłego w skutkach starcia pomiędzy bramkarzem Titanes a Gru . W walce o piłkę obaj zawodnicy zderzyli się dosyć mocno powodując u jednego jak i drugiego kontuzje (Jarek z Tytanów silne stłuczenie golenia, Gru problem z mięśniem dwugłowym uda) Czas zatrzymany, zawodnicy dochodzą do siebie. Trochę lodu w sprayu i bramkarz gotów do gry. Gorzej po drugiej stronie. Przeciwnicy zmuszeni są grać w mniejszości. Tytani szukali w tym swojej szansy i ją wykorzystali. Po składnej akcji wynik zmienia się na 1:0. Po kilku minutach jest już 2:0 (w międzyczasie powrót na boisko kontuzjowanego gracza i roszady w ustawieniu Spartaczy). Nagle nie wiadomo czemu, coś zaczyna się psuć u Tytanów. Zamiast pójść za ciosem i do końca pierwszej połowy przycisnąć przeciwnika, drużyna jakby spuściła z tonu. Gra już nie wyglądała jak wcześniej. Zaczęły pojawiać się nerwowe zagrania. Po jednym takim podaniu padł gol kontaktowy. Po pierwszej połowie 2:1. W przerwie kapitan Spartacza musiał powiedzieć kilka mocnych słów do swoich kolegów, ponieważ drużyna na drugą połowę wyszła odmieniona. W przeciwieństwie do kapitana Tytanów, który nie zrobił nic, żeby utrzymać koncentracje w swojej drużynie (część zawodników już w przerwie myślami uciekała do fety mistrzowskiej Wisły, nie zważając na kolejne 30 minut gry). Skutki tego były tragiczne. Gra się w ogóle nie kleiła, natomiast Spartacz pomimo braku ławki rezerwowych "gryzł trawę" żeby tylko wywieźć korzystny wynik. I tak też się stało. Mecz zakończył się ich wygraną 3:2. W ostatnich sekundach meczu jego losy mogły być odmienione za sprawą dwóch niewykorzystanych sytuacji napastnika i obrońcy różowo-czarnych.
Jako, że to już prawie półmetek ligi pokuszę się o małą ocenę poszczególnych zawodników Tytanów:
Jarek - Nasz bramkarz. Może nie tak charyzmatyczny jak bramkarz Chaosu ale na pewno grający z wielką determinacją. Z meczu na mecz coraz pewniej czujący się w bramce swojej drużyny. Starcie z zawodnikiem 3 maja czy Spartacza, w którym odniósł kontuzje pokazuje jego determinacje podczas gry. Dwa gole (Z Unicornem i 8 Spartanami) obciążają jego konto dosyć poważnie. Ogólna ocena wacha się pomiędzy 6,5 a 7.
Arek - Obrońca, który nie mógł z nami grać niestety od początku sezonu, w ostatnim meczu spisał się bardzo dobrze zostawiając na boisku dużo zdrowia. Duże wzmocnienie naszego zespołu. Na razie brak oceny ze względu na pierwszy rozegrany mecz
Simon - Obrońca/pomocnik. Braki w technice nadrabia bieganiem i odbieraniem piłek. Nie ma meczu, żeby nie grał z poświęceniem. Dobrze wywiązuje się z powierzonych mu zadań i dlatego ocena 7,5 jak najbardziej zasłużona.
Kamil - Obrońca. Mecze dobre przeplata ze słabymi. Nie wiem czym są spowodowane takie wahania formy. Na 4 spotkania 2 dobre i 2 złe. Ocena 6,5
Marcin - Obrońca. Jeden z najlepszych zawodników drużyny. Niestety skręcenie kostki uniemożliwiło mu zagranie w ostatnim meczu. Ocena 8 jak najbardziej zasłużona.
Wojtek - Obrońca/pomocnik. Tutaj jest moje największe zmartwienie. Pomimo strzelonej bramki w ostatnim meczu tak naprawdę nie pokazuje nic ciekawego, chociaż potencjał w nim jest ogromny. Sama jego postura (190 kilka centymetrów wzrostu i 90 kilka kilo wagi) powinna go zrobić zaporą nie do przejścia dla napastników przeciwnej drużyny. Ze swojego mocnego strzału, który również jest jego atutem nie robi w ogóle użytku. Podania niedokładne. Ocena 5
Pągo i Szymek. Dwóch naszych kreatorów gry grających w pomocny. Nie wiem jakby skład wyglądał bez nich. Bardzo ważne ogniwa w zespole. Grają zawsze do końca. Ocena 8
Pyziu i Maciek. Kolejni zawodnicy dający z siebie mniej niż mogą. W sparingach bardzo dobrze, w meczach oficjalnych juz gorzej. Może przydałby się dobry psycholog w drużynie?. A może lepszy kapitan.. Ocena 6
Caput - Nasz Joker. Ciężko mi ocenić jego grę. Wiem że się stara jak potrafi ale to wciąż za mało. Ocena 5 powinna być tutaj sprawiedliwa.
Radek - Napastnik/Kapitan czyli ja, który do was pisze. Biorę na siebie całą odpowiedzialność za wyniki drużyny. Wiem, że mogę jej poświęcić jeszcze więcej niż do tej pory. Wiem, że powinienem lepiej mobilizować zawodników przed, w czasie i po meczu. Jedna bramka to też nie jest najlepszy wynik jak na kogoś, kto gra pod polem karnym przeciwnika. Ciężko jest mi się ocenić samemu. Ale myślę, że 6 jest wystarczająca.
Nigdy nie oceniałem poszczególnych zawodników, bo zawsze uważałem, że to cała drużyna gra i cała drużyna odpowiada za wyniki. Zdecydowałem się na to bo mam nadzieję, że taka forma mobilizacji może pomóc naszej drużynie. Zdaję sobie sprawę, że może to mieć też przeciwne skutki. Na dzień dzisiejszy powinniśmy mieć przynajmniej 7 pkt. Jest 0 i ostatnie miejsce....
Radek(Tytani)
Subskrybuj:
Posty (Atom)