ZZK - OKS 2:1 (2:0)
Bramki: Dubler x2 - sam.
"Najwazniejsza informacja jest taka, ze pokonalismy w niedziele niewygodnego rywala zblizajac sie do czuba tabeli.Zrobilismy to dzieki ofiarnej, zespolowej walce, mimo braku dwoch najwiekszych gwiazd poprzedniego sezonu- Loba i Messiego a takze najlepszego strzelca w obecnym roku- Gruhy. W pierwszych fragmentach meczu przewazal Oks, nie potrafilismy narzucic przeciwnikom wlasnego stylu gry, jednak z tej przewagi przeciwnikow niewiele wynikalo. Potem nastapilo "piec minut, ktore wstrzasnely Oks-em" - po niezlej akcji na prawej stronie ktos (Janek?) podal przed pole karne a tam Dubler (potencjalny obronca) plaskim strzalem zdobyl pierwszego gola! Po chwili ten sam pilkarz szarzuje na lewej stronie i przed polem karnym decyduje sie na plaski, niezbyt mocny strzal- pilka leci dluuugo, ale mija wszystkich i trzepoce w sieci 2-0! Do konca podobny scenariusz- Oks atakuje gromada zawodnikow ale swietnie sie bronimy (zaparkowal przegubowiec) niezle broni Mati, oprocz Dublera- imiennie pochwalic trzeba Terry'ego (najlepszy mecz od dawna, kompletnie wylaczyl z gry Filipka, grozniejszy byl dla nas wchodzacy z drugiej linii "bialy"), raz ratuje nas slupek. Przez kolejne minuty trwa walka cios za cios, staramy sie kontrowac ale kontry albo sa przerywane szybkim faulem przez obroncow Oks albo, jesli juz uda sie uciec z nogami brakuje precyzji w wykonczeniu- najlepsza okazje na podwyszenie wyniku mial Siwy, ktory jak to sie mowi "uderzyl z muzyka", Mati wybronil pare groznych strzalow z daleka, jedna sam na sam, Kajman jezdzil na wslizgu i tak dotrwalismy do konca mimo utraty bramki juz w doliczonym czasie kiedy Oks doslownie wtloczyl do naszej bramki noge Janka, ktory zaliczyl przy tej okazji samoboja. Na koncu byla Czestochowa. Jedziemy dalej!"
Koperta(ZZK)
"Po pierwszym sezonie bilans między ZZK a OKSem był zrównoważony. Zespoły w 2 spotkaniach wygrywały po razie z bliansem 6-6 (Pierwszy mecz przegrany 3-1 po golu A.Żurka, drugi mecz wygrany 5-3 po hat-tricku F.Łabudzkiego i golach Olszowskiego i Szaranca). Jednak dnia dzisiejszego szczęście zdecydowanie sprzyjało bardziej ZZK, bo śmiem twierdzić, że to ono zaważyło na wyniku. Mecz piłkarsko był bardzo wyrównany. Obie drużyny atakowały równie często i równie groźnie. Ale to Szarańczy piłka siąść na nodze dobrze nie chciała, przez co w pierwszej połowie ich strzały minimalnie mijały się z bramką, lub były wyłapywane przez bramkarza, który tego dnia był bardzo dobrze dysponowany. O totalnym braku szczęścia OKS mógł powiedzieć po strzale F.Łabudzkiego, który zatrząsnął całą bramką po uderzeniu w słupek, ale piłka wróciła do gry. W pierwszej połowie ZZK zdobył dwie bramki. Najpierw po dośrodkowaniu z prawej strony boiska, jeden z napastników, uderzył z pierwszej piłki, zaskakując i nie dając czasu na dobrą reakcję bramkarzowi. Przy drugiej okazji, piłka wędrowała na lewe skrzyło. Na jej drodze stanął M.Komorowski, jednak pomylił się przy przyjęciu, dając napastnikowi wyjść sam na sam, a ten okazji nie zmarnował, strzelając po ziemi na dalszy słupek. Druga połowa wyglądała nieco inaczej. ZZK bardziej zamknęło się na swojej połowie, wyczekując na błędy rywali i atakując po stratach 2-3 zawodnikami. Bronili się zaś całą drużyną, nie dając napastnikom OKSu miejsca ani na strzał, ani na rozegranie piłki. Zostawieni z tyłu obrońcy nie dawali szans nawet na dobrą kontrę. Znów mecz zdominowała walka cios za cios i ciągła wymiana strzałów, z momentami, kiedy Szarańcza niemal zamykała rywali w ich polu karnym, jednak solidna defensywa nie pozwalała tej pozornej przewagi zamienić na bramkę. Już w doliczonym czasie gry Szarańcza zerwała się na ostatni podryg atakując niemal całym zespołem. W ogromnym zamieszaniu, M.Komorowski naciskał na obronę rywali na tyle, że jeden z defensorów wbił piłkę do własnej bramki, ustalając wynik spotkania."
Przemek Szaraniec(OKS)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz